teksty toastów staropolskich


W obronie krzyża

Dzien czwartkowy, wierszenkowy.

TOAST Z DŻEMEM #Wasze zdrowie!#(paczki z nadzieniem dzemowym RAZ!)


Wiśniowy dżem z toastem sobie zjem #E! Dżem dla J., toast dla starszych!#(TOAST ZA Ucieche! PS Uciecho, alez ja nadal jestem zainteresowana jakims malutkim dozywotnim wekendzikiem, hihi. WOGOLE fajnie dziala ne?)

do tego łyk kawusi, może dwa #zna się pan Robert na życiu?#(bez pieciu lykow to ja sie nie zabieram za dzien!)

i autko już do pracy wiezie mnie #a pojutrze rano do Domu, tydzień urlopu spędzam na wsi – w planie dużo snu, ślub kuzynki, spacery, dentysta, narty, książki, cmentarze i poważna rozmowa z rodzicami, żadnej telewizji ani internetu – tak patrzę i widzę, że ten przymusowy zaległy urlop wykorzystam na ŻYCIE#(Bronia dobrego wypoczynku, ladnych rowow...., a na ten slub to Druhna sama czy z kolegO?)

szczęśliwy ten, co wartość swoją zna #Albercia ma wątpliwość - podać w brylantach czy Świętych Dobrach?#(hihi, byle nie w zielonych bo idO w dol! PS Maszmunu, przy takim kursie dolara to jak nic mozecie z T. uderzyc do resortu UciechY! Druhna to przemysli, teraz jest czas na Hameryke!)

ciuch nienaganny, europejska twarz #podwójna warstwa kremu Nivea, wiadomo, phi#(Albercia podwedzila rozowo kreacje Druhny Bronki i rusza na robote)

uśmiech wymusza ciężar kilku kont #od przybytku uśmiech się wymusza, Prawda Oczywista#(phi, na pierwszy rzut oczodolu widac ze podrobka. Usmiechniete perskie koty to my a nie nam! BUM! PS Sowus...mnie sie nudzi na zielonej liscie. Rzuc listy w cholere i wpadaj z paczkiem! NO!)

wygrywasz więcej jeśli wyżej grasz #Ściana, może jakieś przemówienie, podium wniesione#(Hobbitu mowiO, ze moga nawet dostawic drabinke, jakos ten urlopik trzeba zaczac, ne?)

stąd twój optymizm, cała wiara stąd #to na „o” to zaraźliwe jest…?#("O" wedlug mnie jest dziedziczne ale mozna sie podszkolic. A nawet tak fYlozoficznie powiem, ze zycie jest najlepszym nauczycielem optymizmu, phi)


twoja wielka stabilizacja #a co taka wielka?#(jaki Kredens taka stabilizacja, ne?)

w barku się złoci whisky, pachnie dżin #whisky już nie ma, pan Tomek był#(wypil whisky bo burbonu zabraklo)

a w perspektywie mały childrenplan #a co taki mały? Hi hi#(Bronia, hihi, a jaki rozmiar by Ci odpowiadal? PS DO szkoly moich dzieci chodzo trojaczki, hihi, ich mama to dopiero wyglada na wiek emerytalny! Ale sO wszyscy, wlacznie z mamO bardzo cute!)

w sobotę party, a w niedzielę klin #logiczne, phi#(poprawiny muszo byc aby tradycji staropolskiej stalo sie zadosc! PS Druhny mi przypomnO, mam takie jedno zdjecie z podkarpackiego wesela, ktore chcialam wkleic.)

w kuchni nie kapie chromowany kran #nie ciurka, bo obwinięty ręcznikiem, hi hi #(byle nie taki kran jak w "Testosteronie"! Sowus, uklony!)

na gazet szpaltach cyfr zawiły splot #splot? Albercia już dawno mówiła, że matematyka dyskretna jest fajna#(i jako rzeczniczka takowej znalazla sie na pierwszej stronie gazety)

mami mamoną akcji żabi skok #a dolar spada i spada, ziuuu#(no przeciez mowilam juz ubieglego lata, ze trzeba inwestowac ale w ZIEMIE! Maszmunu, dokupuj ze grunty wokol Hawiru!)

choć głowa sięga niebotycznych kwot #taka głowa w chmurach#(pan Fizyk leci z przyrzadem zmierzyc kwotnosc chmur)

konkretna głowa i konkretny krok #lewa, lewa#(czy mozna prosic o szczegoly drogi dla piechura?)


twoja wielka stabilizacja #mogę oddać, proszę bardzo#(a po jakiego? Zeby Hobbitu zezarly?)


wiśniowy dżemie, wyścigowy puls #a niech siada i je spokojnie, ludzie!#(Hobbitu nerwowO wylizujO sloik PO dzemie...)

klepki parkietu barwny depcze tłum #TAN-GO?#(acha! Zabawa karnawalowa! Cekiny i serpentyny!)

a później atak jak w Chicago Bulls #czy ta piosenka jest o śmierci?#(czek, o tym jak Michael Jordan strzela kosza)

tyle że serca takie małe bum #ja też się oburzam, ale ONI także się czasem mylą, jak znam życie, to teraz za pokutę mogO sobie najwyżej w łeb strzelić#(Scianu, przepraszam ale Czysciec nie oddaje melodycznosci Atonement...Z tresciO tez mam problemy....NIELETNICH karac CZYSCCEM za blad statystyczny?!)

leżysz na łóżku, europejską face #znów szpital? No to znów siu!#(Bronia! Jaki szpital?! MaMY darmowO SPA! Druhna sowie zyczy masaz, czy oklad z koczelady?)

grymas ci ściągnął, linią prostą grasz #piiiiiiiii, Hobbity się bawiOM przyrządami#(i krzywio facjaty bo im sie linia prosta nie chce wygiac w parabole)

wykresu serca skończył się twój rejs #zaraz tam skończył, przerwa, pranie się robi#(przerwa! wierszenke si pisze)

już nic nie widzisz, spokój święty masz #Brzozo, ku mnie, ku mnie!#(Bronia....Bronia....CAUTION!)


swoją wielką stabilizację #bywajcie, trzymam kciuki i tym podobne, czili będę tęsknić#(Bronia, wracaj szczesliwie!)

twoją wielką stabilizację #będę, jak będę#(w mysli, w mowie, w sercu?)

ROBERT KASPRZYCKI + #Bronka# + (Emcia)

MarysiuES, no to zeby ten nieciekawy czas szybko mijal i nastal lepszy! BUM!

Teremi, hihi, lubie jak masz wene odszukiwawczO, hihi. Dzieki za teksty!

Smacznych paczkow! A ja swojego chrustu dalej nie zrobilam...PA.



Znalazłem na forum Fronda.pl. Historia niezwykła, polska i europejska. Z racji, że nie mogę jej skomentować na tamtejszym forum - umieściłem tekst tutaj, na forum Michalkiewicz.pl - perle polskiego internetu. Został napisany przez anonimowego internautę o pseudonimie "Turoń" (musi że katolik bierzmowany, bo ma cztery uzbrojone zakonnice w awatarze). Sami Państwo poczytają;

<początek cytatu z FF>
Spotkałem się ze starym przyjacielem (wiecie, z tym, co wymyślił sławny toast: ‟Za komunę – żeby zdechła!”). Powspominaliśmy dawne dzieje. Również Tych, co odeszli.
Również Dziadka mojego Kumpla (dalej piszę o Dziadku: DMK, coby rzecz uprościć)

Owego Dziadka poznałem wiele lat temu, jak wpadłem do kolegi w gości. Siedzieliśmy se z kumplem zrazu tylko we dwóch, i osuszaliśmy phawdziwy fhancuzki khoniak (znanej marki ‟La Bimbehr”), wedle starożytnej receptury utoczony. Oba byliśmy świeżo po wojsku, stąd temat rozmowy mógł być tylko jeden.
Trzeba trafu, za ścianą odbywała się jakaś impreza rodzinna. I niedługo przyszło stamtąd wsparcie, w postaci ojca mojego kolegi tudzież dwóch wujków (oraz całej baterii flaszek). Jak wyjaśnili rzeczeni panowie, dość już mieli wysłuchiwania babskich niusów, co kogo boli, albo na co kto umarł - kiedy tutaj (jak podsłuchali) wojsko się wspomina.
Tak więc siedzimy już w pięciu, i uroki armijnego żywota przy kielichu wspominamy, a tu słychać takie: człap, człap! I właśnie Dziadunio mojego kumpla (DMK znaczy) do nas dołącza, i też se chce o wojsku pogadać! Peem Czcigodnemu Koleżeństwu, że owa biesiada trzech pokoleń niegdysiejszych żołnierzy nadzwyczaj urokliwa była. :o)

Nie da się ukryć, DMK przebił wszystkie nasze historyjki, gdyż albowiem walczył on za Ojczyznę w 39-ym roku, a potem 5 lat w Niemczech spędził, w stalagu i na przymusowych robotach. Wpatrzeni byliśmy w niego, jak w jakowegoś bożka.
Na wojnę w 39-ym wysłali go ze zwykłą giwerą, ale po jakimś czasie zastąpił poległego celowniczego cekaemu. I tu, prę Szanownych, zaczyna się właściwa historia.

Swoją ostatnią bitwę DMK stoczył już nie pomnę gdzie, w każdym razie jego jednostka wiodła intensywny bój obronny. Na odcinek, gdzie DMK trwał przy swoim kaemie, Niemcy nacierali ostro, znacznymi siłami piechoty. DMK siekł po nich z cekaemu, z dobrym rezultatem. Jak stwierdził: ‟- Wszystko przede mną się kładło!”
Raczej nie przesadzał, zważywszy na dalszy rozwój wypadków...

Nasi utrzymali pozycje, ale z dowództwa przyszedł rozkaz kapitulacji. DMK wraz ze swym oddziałem złożyli broń, ustawili się w szeregu. Niemcy ich otoczyli, nic nie zapowiadało dramatu. Aż tu nagle wpada jakiś niemiecki oficer, wpieprzony jak jasny gwint, i wrzeszczy do jeńców:
‟- Obsługa cekaemu – wystąp!”
DMK i amunicyjni wystąpili z szeregu. A ten oficer każe odprowadzić ich na bok, wydać im łopaty i nakazuje im kopać sobie zbiorowy grób! A sam dobył gnata z kabury – widać zamierzał rozwalić ich osobiście.

DMK kopał więc swój grób – i modlił się. Jak mówił, całe życie stanęło mu przed oczami. Nie skamlał o litość (pozostali też nie), tylko się modlił.
Wtedy na scenę wkroczył jeszcze jeden oficer niemiecki, wyższy rangą. Jak ujrzał, co się święci, to wystartował do tego pierwszego oficyjera, i jak nie zacznie wrzeszczeć po ichniemu! Wyglądało, jakby chciał tamtego wystrzelać po pysku! Ten pierwszy próbował tłumaczyć się potulnie. A ten drugi wrzeszczał coraz potężniej.

DMK znał germańską mowę (przed wojną na saksy jeździł). Otóż, ten pierwszy oficer tłumaczył się, że przez ów Polnische machinengewehr zginęło wielu jego ludzi. Na co ów drugi krzyczał (wskazując polskich jeńców), że to są żołnierze, którzy spełniali swój obowiązek.
Wiadomo, wyższa szarża musiała zwyciężyć. DMK i jego amunicyjni ocalili głowy.

Wiecie, pyszna ta opowieść była, ale potem dopytywałem się znajomka, czy aby szanowny dziadunio nie ubarwił jej trochę (jak to weterani w zwyczaju mają).
Otóż nie, są na to dowody. Ów niemiecki oficer (znaczy się, ten drugi, ten dobry) spisał sobie dane personalne DMK i jego ludzi – jak mówił, żeby sprawdzić, czy szczęśliwie do stalagu dotarli (czy faktycznie sprawdzał, tego nie wiem – być może szło tylko o to, żeby tego pierwszego oficera nastraszyć).
Powiedział jeszcze, ten dobry, na odchodnym DMK (któren, jak wspomniałem, po niemiecku szwargotać umiał), że on jest Bawarczyk (a może Austriak, już nie pomnę), w każdym razie katolik. Widać, ważne dla niego to było.

DMK wrócił po wojnie do swojej rodzinnej wsi. Wiele lat po później otrzymał list z Niemiec Zachodnich – pisał jego wybawca, że odnalazł właśnie wśród rodzinnych rupieci adresy obsługi polskiego cekaemu z 39-ego roku, i wysyła im uprzejme zapytanie, czy aby przeżyli wojnę?
DMK odpisał mu, dziękując poniewczasie za wybawienie. Korespondowali ze sobą przez długie lata. Raz ów Niemiec przyjechał do Polski (to były lata 70., albo wczesne 80.). DMK ugościł go po staropolsku (a były to czasy komuny, rozumiecie, wszystko na kartki – trza było urządzić we wsi tajne wieprzkobicie...).

Potem oba staruszkowie przyjaźń korespondencyjną wiedli. Aż przyszedł z Rajchu list – rodzina zawiadamiała, że tamtemu ex-oficerowi się zmarło. DMK też wieczny nie był – pono jak umierał (tak mi kumpel zeznał), to rzekł na łożu śmierci, że ten bawarski (czy też austriacki) przyjaciel pewnie już TAM na niego czeka...
Po czym dodał:
‟- Ci, co ich zabiłem – pewnie też na mnie czekają...”

Lubię wspominać tę historyjkę, być może dlatego, że mój dziadek w 39-ym roku również był kaemistą. Z tym, że nie było tu hepi ędu, jako że bohatersko mu się poległo.

+++
Za żołnierzy."<koniec cytatu>

Nie można pozwolić, żeby takie świadectwo zniknęło z internetu. Oni tam (na FF) mają zwyczaj polować na autentycznie polskich, WASP-om nie podlegających, judeo-prawicowe spiski ujawniających internautów polskich. Tylko patrzeć, aż wyrzucą Krzysztofa Kałębasiaka i Jana Bodakowskiego, pisujących po polsku, pod prawdziwymi nazwiskami. Pan "Turoń" być może nie jest świadomy - jakimi mrocznymi (nie)prawidłowościami zagrożony jest każdy polski tekst zamieszczany na FF. Postanowiłem świadectwo o polskim cekaemiście ZABEZPIECZYĆ.