W obronie krzyża
mam byc orginalna.?
wątpię.
chociaz..
włąsnie skonczył się koncert.
wszyscy wybiegli z hali.
tak, tak 17.000 ludzi.
biegli jak najszybciej.
gdzie?
pod hotel pewnie.
a ja?
podeszłam spokojnie do barierki.
jestem sama.
na hali.
i zastanawiam się 'co ja do chol.ry tu robię?'
stoję jeszcze pół godziny ze wzrokiem wbitym w scene.
potem zawracam i idę do wyjścia.
ale..słyszę.
'komm zuruck hier.'
głos tego.
co przed godziną wydzierał się wniebogłosy.
idę. biegnę.
tam gdzie przed chwilą stałam.
pyta się - 'co tu robisz'
odpowiadam 'jestem' i proszę o mini koncert.
śpiewa - Rette Mich.
i dedykuję ją mnie.
on - sam na scenie.
i ja - sama pośród butelek, skrawków bluzek dziewczyn i innych śmieci.
patrzy na mnie śpiewając.
puszcza oczka.
i ma łzy w oczach.
nie mówiąc już o mnie.
kończy wyciagając do mnie ręke.
łapie ją, a ten wyciąga mnie na scene.
rozmawiamy.
mówi ze mnie widział w czasie koncertu.
zaprasza za klulisy.
poznaję cały zespół.
na koniec Bill podaje mi nr telefonu.
daje autograf z nowa nie wydana jeszcze płytką TH.
robi sobie ze mna zdjęcie.
ubiera bluzę.
zakrywa się kapturem.
i odprowadza mnie do domu.
na pozegnanie całuje mnie.
wchodze do domu.
patrze na kome.
tam sms
'juz tęsknię - do jutra'
xD
miało byc o koncercie?
no cóz wybrnęłam troche dalej.