telefony abonentów tel Białogard


W obronie krzyża


Zwróćcie także uwagę na to, że telewizory z tego okresu miały tylko trzy
przyciski programów, które dawało się zaprogramować. Zawsze zastanawiałem
się, do czego trzeci. Otóż było kilka miast, które miały 3 program -
radziecki - bodajże Legnica, Świdnica, na pewno Białogard :)


Warszawę też "usczęsliwili" ale to około 1986 jakoś.
Na 51 kanale tam gdzie teraz jest TVP3.
Z to w Krakowie Ojciec Święty "załatwił" RAI UNO. I to było za komuny !

Za komuny miałem (dziadkowie u któych mieszkałem mieli) TV Beryl 102 (w
zasadzie od dziecka mi towarzyszył).
Taki 24 calowy i dość "płytki".
Mawet dwa tranzystory miał ! w torze p.cz. fonii ... :))
A tak to cały lampowy i czarno-biały.
Nie wiem jak dziadek na to pozwolił ale grzebałem w nim od 10 roku życia.
Czasem nawet udało mi sie naprawić.
Mama gdzieś ma schowany "schemat" narysowany reką 10 - latka.
Ten "schemat" to rozmieszczenie elementów na płycie z uwazglednieniem i
opisem "fachowym" PR-ek typu "szerokość obrazu" co miało oznaczać amplitudę
odchylania czy też "pasy" co miało oznaczać faze impulsów synchronizacji
linii itp... :))

Aby nie myło OT.
Telefonu dziadkowie nie mieli bo....blok był "nieokablowany". Co nie
przeszkadzało aby wisiała pajęczyna przewieszek.
Na sugestie aby tak nas podłączyli odpowiadali ze jest "przepisowy limit" np
7 przewieszek na nieokablowany budynek.
Gdy przewieszek przybywało to zawsze "przepisy" "się zmieniały" i wolno było
8 czy 9 (akurat tyle ile w danej chwili było).
Nawet stał w parku (Żoliborzacy wiedzą gdzie - tam gdzie górka w parku na
ul. Perzyńskiego) drewniany słup do którego z pobliskich domków typu
"bliźniaki" szedł kabel a od tego słupa na każde pietro (w końcowym okresie
komuny) szły przewieszki.
Z drugiej strony przewieszki szły bezpośrednio ze szkoły podstawowej
(ówczesnej bo dziś to jest gimnazjum) nr 248 im K.K. Baczyńskiego (do której
chodziłem) albo z dachu domku "nauczycielskiego" (taki domek na "kurzej
łapce" wsród miasta gdzie podobno mieszkała jakaś rodzina nauczycieli - stał
na terenie szkoły, miał piękny ogródek i jak maliny przez parkan przerastały
na teren naszego podwórka to jeszcze zielone juz były wszytskie zjedzone).

Dziadkowie miekszanie w tym 10 piętrowym bloku kupili w 1970 roku (gdy tylko
oddano go do użytku).
Przeprowadzili się z ulicy Przybyszewskiego (1km ? - na pewno ta sama
centrala właśnie z Przybyszewskiego).
Co ciekawe mieli tam telefon !
No i przy zmianie mieszkania wnioskowali (bo wtedy się wnioskowało) o
przeniesienie stacji telefonicznej.
Zgadnijcie jaką dostali odpowiedź....... "Brak wolnych lini i brak wolnych
numerów" !!!!.
A gdzie tamten numer ?
Pewnie spekulanci wykupili albo prywaciarze ukradli i rzucili na "prywatny
rynek" :))
To pewnie wrogie siły inspirowane przez określone koła w myśl zasady ze im
gorzej tym lepiej :)).

I tak 25 lat.
Babcia zmarła w 1990 roku nie doczekawszy "przeniesienia".
Dziadek przeprowadzil się do mamy też tego roku.
Budynek zaczeto "podłączać" po postawieniu Broniewskiego II (ludziska
podostawali numery 663 i 669) około 1992-1993 roku.
Centrala zostałą postwniona trochę wczesniej (Suchocka ją "otwierała" jakiś
rok wcześniej) ale telefony w tym budynku tak prędko się nie pojawiły poz
tymi co mieli przewieszki i byli podłączeni pod Bielany I i II.

Za to mama telefon miała (Kochanowskiego - wtedy też pod Bielany I , a miała
numer 34-1x-xx).
Jak to załatwiła ?
Sposobem - jak to za komuny.
Budynek na Kochanowskiego był okablowany ale mama nie była "uprawniona" do
otzrymania telefonu w bieżącym milenium.
No więc trezba bylo pomyśleć.
Dziadek jako inwalida wojenny był uprawniony. No ale mieszkał w
"nieokablowanym".
No to trzeba było być okablowanym dziadkiem aby mieć telefon....
Skoro nie można było przenieść kabli to przeniesiono dziadka.
Dziadek wymeldował się od babci i zameldował u swojej córki.
No i wtedy urzędniki z PPiTT mieli "lewa zgadza się z prawą".
I telefon zainstalowali.

W 1989 ( w epoce wielkich klęsk roztopów telefonicznych na wiosnę) oraz w
1990 i 1991 roku byłyfajne chece z telefonami w Warszawie.
Co i rusz "leżał" jakis kabel międzycentralowy (moze Sławek coś o tym
napisze) i kwiczał niemiłosiernie.
Czasem pół miasta nie miało łącznosci poza własną centralę lub poza własną
pierwszą cyfrę.
Wielu wówczas wogóle nie miało sygnału bo i kable abonenckie padały.
Rozsypujacy się system dawał dużo frajdy (jak się było nastolatkiem) przy
próbie zestawienia na żądanie rodziny ("ja juz nie mam siły - ty próbuj a
jak sie dodzwonisz to dasz mi słuchawkę").
Np potrzeba było zazdwonić do cioci z nuemrem 4x-xx-xx.
No to podnosiło się słuchawkę. Jest sygnał.
Wykręcało się 4 i ..... zajęte.
I tak za 193 razem po 4 była cisza i z drzącą reką (aby się nie pomylić i
aby pod rugiej też byłą cisza no i aby u cioci nie było zajęte) wybierało
się resztę numerów.
Czasem było tak, ze działały np tylko telefony lokalne (u nas na 34 to tylko
na 34 i 35) oraz jakiś egzotyczne np CWW na 7 (podwarszawskie miejscowosci
po prawej stronie wisły, oraz kilka po lewej).
W gazetach była częseto notatka że "w dnio wczoraszym abonenci o numerach
zaczynjacych się na 3 nie mogli połączyć się z numerami na 2,4 i 5 a
abonenci któych numery rozpoczynały się cyfrą 4 na 1,2,3 i 7. Z kolei
abonenci na Pradze (1x-xx-xx) mogli sie tylko dodzwonić na 1x-xx-xx.
Abonecni sródmiescia o ochoty nie mogli się połączyć z pragą i moktowem (1 i
4).
Czyli było tak, ze np abonent o pierwszej cyfrze na 3 nie mógł się połączyć
z tym na 2 ale odwrotnie juz tak.
Było to uwarunkowane tym jak szło połączenie i który kabel padł..
Gdy uruchomili CTy na S-12 i swiatłowody to dawało się prawie normalnie
dodzwonić.
Nawet na takim Strowgerze Bielany stał link światłowodowy. Fajnie to
wyglądało : starty rupieć trze sący sie ostatkiem sił z zakurzonymi
zarówkami stojakowymi obok nowoczesnej 'szafy" z wyswietlaczem
alfanumerycznym (matrycowym) LCD.

vari