telenowele do ściągnięcia filmy


W obronie krzyża

W poprzednim odcinku telenoweli Santa Barabara Ewka powiedzial :


Bardzo proszę o jaknajprostsze wyjaśnienie:
1. jaki hardware i software jest niezbędny (chodzi o minimum)
    do ściągania i odtwarzania filmów z sieci
2. jak ściągnąć jakiś film (krok po kroku)
3. jak odtworzyć ściągnięty film (krok po kroku)


mam wrazenie ze kompa masz od niedawna...a internet od kilku dni...
1. zeby ogladac filmy to trza miec minimalnie chyba z 500-600 mhz
procka, 64 ramca, kodeki do filmow i jakijs player
2. film wypadalo by sciagnac jakims p2p np kazaa , wchodzisz na
www.kazaalite.tk, sciagasz i instalujesz program, po odpaleniu wpisujesz
login i haslo ( jakei chcesz miec ) , klikasz na Video i wpisujesz tytul
filmu i klikasz szukaj... po znalezieniu klikasz 2 rzy na filmie ktory
znalazl.. ( najlepiej sciagac filmy ktore ma kilku uzytkownikow )
3. aby odpalic film trza miec jakiegojs playerka - jezeli z napisami to
np Vplayer lub best player oraz potrzebne sa sterowniki...
polecam stronke www.divx.pl - najpierw z dzialu kodec packi sciagnij
codec pack divx, xvid i nimo - najlepiej wszystko jako codec packi -
oraz z dzialu playery jakijs playerek
instalujesz sterowniki oraz player... po odpaleniu playerka ustawiasz
skad ma brac napisy oraz gdzie jest film - domyslnie bedzie w my shared
folder
jezeli masz jakiejs inne pytania - wbij sie na gg - numer w sigu
pozdro



Czy podoba się, czy też nie, nieważne, ważne jest to, że TVP popiera i nakłania
ludzi do piractwa (w formie ściągania z netu), gdyż o normalnej porze niczego
ciekawego się nie obejrzy. Same durne telenowele, programy "rozrywkowe",
kiepścizna filmowa z gatunku "Z życia wzięte". I skąd później mają przeciętni
ludzie wiedzieć o filmach takich, jak Król tańczy?



Czy ktos tutaj zna Low?I czy ktos byl gdzie ja?
Kojarzycie może taki teledysk Placebo, w którym cały zespół stoi na
powierzchni wielkiego talerza satelitarnego? Takim, jak stoją gdzieś tam w
Nevadzie lub Meksyku i odbierają dla NASA sygnały z kosmosu. Podobnie Sigur
Rós mógłby stać na płaskim szczycie góry lodowej, pośród szalejącej wichury i
miliardów śnieżnych płatków. A Low mógłby zagrać na Ayers Rock lub w
osamotnionej spelunie na środku pustyni w Arizonie. Wiecie jak tam jest -
waląca się buda, wiecznie śpiący pies i pomarszczony dziadek w ogrodniczkach
bujający się z wolna w fotelu na biegunach. Strzelba oparta o balustradę
werandy, źdźbło żyta albo jęczmienia w pożółkłych zębach... Czasem zawieje
wiatr przenosząc z miejsca na miejsca małe hałdy czerwonego pyłu oraz wyschłe
na wiór, kuliste krzaczki. Low i Sigur Rós to bardzo podobna muzyka. Smutne,
lecz przepiękne dźwięki, które doskonale uzupełniają to, co z duszy wyrwało
zbyt długie myślenie. Dźwięki pozwalające znaleźć się właśnie tam - w zimnej,
lecz przytulnej Skandynawii lub gorącym, samochodowym południu Stanów
Zjednoczonych. Niektórzy mówią, że muzyka Low jest nużąca, zbyt powolna, a
każda ich piosenka jest podobna do poprzedniej. To nieprawda. To po prostu
hipermelancholijna, ultrasmutna i megadoświadczona przez los muzyka. Co
ciekawe - nie ma w niej śladu neurotyczności właściwej twórcom z wielkich
miast. Low to jeden z nielicznych (hmm, czyżby nawet jedyny?) zespołów, przy
którego piosenkach autentycznie stają mi łzy w oczach. Na przykład
niezapomniany Old man song lub I hold your breath. Cudowny jest też kawałek
Sunflower. "Gdy znaleźli twoje ciało Na oczach miałaś wielkie mrówki..."
śpiewa spokojny i zrównoważony głos, a ja wyobrażam sobie czarny worek
rozpięty pod szyją zmarłej i gością, który stoi na betonie i potakuje
beznamiętnie głową. Identyfikuje zwłoki, a potem idzie się upić albo
zawędrowuje na słonecznikowe pole, gdzie jest wszędzie pełno łopianu, plącze
się w jego łodygach i upada. Leży tak do świtu, a kiedy wstaje - cóż, ona
umarła, nie ma co się zadręczać. Ludzie, którzy twierdzą, że muzyka Low jest
nudna i wtórna nie słuchali chyba więcej niż połowy któregoś z albumów. Na
Trust na przykład jest parę ostrzejszych numerów (aż nie w stylu zespołu),
jak np. Canada, czy Snowstorm. A Tonight też nie jest podobna do całej
reszty.
Jestem też ciekawy Yo La Tengo. Niedługo spróbuję sobie coś z tego ściągnąć.
W ogóle zaznajamiam się z taką dziwną muzyką, której dawniej nie
dostrzegałem. Na przykład Way to blue Nicka Drake'a albo Belle and Sebastian.
Oba kojarzą mi się z Ameryką. Mimo, że Belle to Szkoci, jednak przywodzą mi
na myśl białego cadillaca i film Dzika namiętność z Mellanie Griffith. Velvet
Underground też niosą coś stamtąd. Kojarzą mi się z takim starym serialem z
jedynki, pierwowzorem telenowel - Savannha. Były tam białe garnitury, a
panowie chodzili w hawajskich koszulach w momentach, gdy mogli pozwolić sobie
na luz. Blondynki miały w uszach srebrne kolczyki, a brunetki na szyi
jaspisowe wisiorki. A przyjęcia organizowano chyba na wielkim, białym
parowcu. Muzyka Velvetów przypomina mi te klimaty. Wcale nie mam w głowie
dzieci kwiatów, czy biednego, ale szczęśliwego życia w campingach, gdy ich
słucham. W ogóle Ameryka w muzyce to jak dla mnie pustynie Teksasu, rzędy
identycznych domków, morza trawy i białe kadilaki W ogóle jakoś nie
dostrzegam muzyki z Nowego Jorku, no może poza Callą. Ale Interpol - można, a
nawet trzeba przesłuchać, żeby wiedzieć, że te nowe zespoły, modne takie,
zawsze skądś czerpią i coś powielają.
Zastanawiam się teraz, gdzie przenosi mnie Six by seven i You will know us by
the trail of dead. Jak się zorientuję, gdzie jestem to może opowiem .

Aaa i jeszcze jedno - słuchajcie Low