W obronie krzyża
teksty na etykiety:
O szczęście! gdy jedyna, uwielbiana, czczona
zrymuje ci się w życiu w słodkim słowie: żona
Laura i Marek
Wódka Weselna
23 września 2001
Mąż winien być ojcem i synem
i wzorem,
dzień cały przyjacielem,
kochankiem wieczorem.
HELP jeszcze jedno
Dzięki wielkie za porady i wnioski dotyczące kokardek.Utwierdziliście mnie w
przekonaniu,że to niepotrzeby wydatek i wogóle.Mam te same zdanie na ten
wybryk.Wasze opinie mam nadzieje,że przekonają naszych Staruszków.
A teraz drugie pytanko:
Nie wiemy czy robić etykiety na wódeczkę weselną.Myślimy o zawieszkach na
sznurku i fajnym krótkim tekstem.Ale coś nie jetsem przekonana.Poradźcie czy
się w to bawić.Wódka będzie Pan Tadeusz lub Pałacowa.
Pozdrawiam
Potrzebuje pomyslow na etykiete na wodke weselna - nigdy czegos takiego nie
widzialem, a przyjaciel prosi o zrobienie. Czy ktos moglby mi chociaz
napisac jakie teksty sie stosuje?
Z gory bardzo serdecznie dziekuje.
co do wódki to się zgodzę, ale z jedzeniem to jest przesada...
napiszę z punktu widzenia "przedstawiciela zespołu muzycznego":
w jednym przypadku stolik, przy którym siedzieliśmy (zespół, kierowca, fotograf
i kamerzysta - razem 7 osób) miał właśnie okrojoną wersję menu... widzę, że
niektóre osoby nie zdają sobie z tego sprawy jak się fajnie "pracuje" z pustym
żołądkiem. Dodam tylko, że nasz stolik był ustawiony na końcu całego
ustawienia - czyli mieliśmy kontakt i wzrokowy i ustny z gośćmi, i czy
wyobrażasz sobie, że wszyscy podczas kolacji zaczynają wyciągać swoje kanapki i
termosy? A odnośnie termosów - na jednym z wesel (październik) sala nie była
ogrzewana, nieźle przemarzliśmy i to tylko dlatego, że przypadało na nas po
jednej herbacie i kawie, które i tak dostaliśmy zimne.
Nie wiem ile niektórzy z Was płacą za zespół, ale w mieście ok. 100-tysięcznym
cena za wesele bez poprawin średnio wynosi ok. 2.000,-. W zespole jest nas
czwórka, ale jak poszukiwaliśmy wokalistki i proponowaliśmy jej 1/4 zysku
(czyli po odciągnięciu wszystkich kosztów), to się okazało że wolą nie śpewać i
nie zarabiać niż zarobić takie grosze za ok. 18 godzin pracy...
Nie napisałam tego chcąc się pożalić, bo robię to co lubię i mając w
tygodniu "normalny" etat - na wielkiej kasie mi nie zależy. Napisałam to
ponieważ wydaje mi się, że niektóre opinie są bardzo egoistyczne i coraz
częściej zarówno kapele jak i DJ traktuje się jak zło konieczne. To przykre
zważywszy, że przywiązuje się zbytnią uwagę do takich drobiazgów jak np.
etykiety na butelkach z alkoholem co jest dla mnie przerostem formy nad
treścią, bo z doświadczenia wiem, że goście po weselu wspominają najczęściej:
jedzenie i obsługę, zespół i ogólną atmosferę oraz salę - czyli wszystko to co
związane jest z "człowiekami"
Życzę trochę dystansu do postawy PRACOWNIK-PRACODAWCA...
P.S. Zapewne to nikogo nie interesuje, ale od wesela po którym się pochorowałam
z powodu przemarznięcia, wożę ze sobą termos z gorącą kawą, który stawiam na
stole jeżeli są problemy z temperaturami zarówno napojów jak i stopnia ogrzania
sali... a niektórzy goście zwracają na to uwagę i później można usłyszeć tekst
typu: "to tak tu dbają o kapelę?". Nie chodzi o to, żeby zespół czy kamerzystę
traktować lepiej od gości, ale żeby ich traktować jak "ludzia"
nalewki...śliwowica łącka i owocki z naleweczek
skoro maladanka nie odpowiedziała Reginie, pozwolę sobie to zrobić za nią.
To jest Łąck, można powiedzieć, że w pobliżu Gorlic a le raczej to bliżej do
Starego Sącza.
To jest zagłębie sadów , nie tylko śliwkowych no i od wieków robią tę śliwowicę.
Kiedyś, przejeżdżając tamtędy w naiwności swojej szukałam jej w sklepach,
patrzyli na mnie jak na głupią.
a to tekst skopiowany ze strony Ministerstwa Rolnictwa :
ŚLIWOWICA ŁĄCKA
2005-10-24
W dniu 10 października 2005 roku na Listę Produktów Tradycyjnych została
wpisana w kategorii Napoje (alkoholowe i bezalkoholowe): "Śliwowica Łącka"
(woj.małopolskie)
Opis produktu
Nazwa produktu:
Śliwowica Łącka
Rodzaj produktu:
Napoje (alkoholowe i bezalkoholowe)
Charakterystyka produktu rolnego:
Barwa (zewnętrzna i na przekroju)
Bezbarwna, przechodząca w kolor żółtawy.
Konsystencja, „wrażenie w dotyku”
Konsystencja płynna
Smak i zapach
Charakterystyczny, wyraźnie śliwkowy aromat.
Niepowtarzalny, dość łagodny smak.
Deklarowany poziom zawartości alkoholu (w %)
Zawartość alkoholu powyżej 70%
Tradycja, pochodzenie oraz historia produktu rolnego, środka spożywczego lub
napoju spirytusowego:
Jak wynika z przekazów historycznych uprawa śliwek w rejonie łąckim znana była
już w XII wieku. Suszone owoce transportowano drogą wodną do innych krajów
Europy (Ziobrowski, 1949), popularne było również wytwarzanie powideł. Brak
jest jednak bliższych informacji z tego okresu czy znano już na terenie łąckim
technologię „upłynniania” śliwek (Kurzeja, 1979). W XVII i XVIII wieku istniały
już duże sady śliw i jabłoni. Przypuszcza się, że część owoców przeznaczona
była na produkcję śliwowicy (Stamirski, 1966). W roku 1830 zamieszkał w Łącku
sekretarz dóbr komunalnych, założył szkółkę drzew owocowych, a nowe odmiany
śliw, jabłoni i gruszek sprzedawał nawet poza granicami Polski (Ziobrowski,
1949).
Rodzinne przekazy dzisiejszych mieszkańców Łącka sięgają przełomu ubiegłego i
naszego stulecia. Wówczas to parafialne grunty wzięła w dzierżawę żydowska
rodzina Grossbardów. Wtedy to łącki proboszcz, ksiądz Korab Pociełowski nie
miał nic przeciwko temu, by rodzina ta na „księżnym” folwarku urządziła
gorzelnię. Tak więc w latach 1882 – 1912 na terenie gminy znajdowała się
wytwórnia śliwowicy, której właścicielem był Samuel Grossbard, gorzelnikiem zaś
Salomon Goldchein. Gorzelnia wyrabiała Śliwowicę Pejseczną, którą rozprowadzano
do sklepów i wyszynków w Łącku, jak też wywożono dalej. Butelki ze Śliwowicą
Pejseczną posiadały pierwszą w historii tego trunku etykietę. Gorzelnia
stanowiła główne źródło dochodów gminy na podstawie tzw. ustawy o propinacji.
Propinatorami na terenie Łącka byli Żydzi, którzy mieli wszelkie prawa związane
ze sprowadzaniem i sprzedażą napojów alkoholowych. Inni mieszkańcy mogli
sprowadzać alkohol tylko w wyjątkowych sytuacjach – zazwyczaj na wesela
(Kurzeja, 1978). Chłopi często obchodzili nałożone rygory produkując wódkę
własnym sumptem, tzw. bimber produkowano go pokątnie z owoców i żyta (Baziak,
1990). Po śmierci księdza Koraba Pociełowskiego(1912) do Łącka sprowadził się
ksiądz Piaskow, mający inny stosunek do wytwarzania w tym rejonie napojów
alkoholowych. Potępiał on produkcję śliwowicy.
Dalszy ciąg historii Śliwowicy Łąckiej przed drugą Wojną Światową związany jest
z osobą Inkasa Ferbera, który ożenił się z córką Samuela Grossbarda. Prowadził
on produkcję Koszernej Śliwowicy na skalę przemysłową. Zanim jednak to
nastąpiło musiał poczekać, aż postawa księdza Jana Piaskowego zostanie
zapomniana. Sprzyjała temu sytuacja prawna; grunty parafialne w większości
przejęła gromada i wydzierżawiła Ferberowi, który zaczął skupować śliwki i
przerabiać je w gorzelni. Prawdopodobnie opracował on technikę odpędzania,
znaną i stosowaną również przez dzisiejszych mieszkańców (Baziak, 1990). Do
produkcji śliwowicy używał owoców tylko najlepszego gatunku, fermentacja
przebiegała spontanicznie, a do odpędu stosował naczynia miedziane. Odpęd
prowadzony był bardzo powoli z wykorzystaniem tylko frakcji środkowej. Gotowy
alkohol długo leżakował w dębowych beczkach, po czym rozlewany był do firmowych
butelek. Większość produkcji wysyłano na eksport, głównie do Palestyny
(Ziobrowski, 1949). Zakład Ferbera wytwarzał rocznie około 2000 dm³ śliwowicy,
jednak produkcja została wstrzymana z powodu wybuchu II Wojny Światowej.
Po II wojnie śliwowica często nazywana jest krasilicą. Termin ten utworzono od
słynnego powiedzenia: Daje krzepę, krasi lica nasza Łącka Śliwowica. Jak
mawiają łąccy górale: krasilica jest wódką, którą upijać się nie wolno, należy
ją smakować jak najprzedniejszy koniak, a przy smakowaniu trzeba uważać bo
zdradliwa beskurcyja okropnie. Łagodnie przechodzi przez gardło, mocy się jej
absolutnie nie czuje, zostawia w ustach cudowny smak i zapach, a jeśli się o
jeden kusztyczek za dużo wychyli, zwala z nóg jak snopek owsa.
Od czasu, kiedy w Łącku pojawiła się etykieta Śliwowicy Pejsecznej, narodziła
się tradycja projektowania własnych etykiet. Własna etykieta była symbolem
wysokiej jakości oraz dowodem na to, że producent ma wysokie kwalifikacje.
Wytwarzanie etykiet było bardzo proste bo polegało na odbiciu pieczątki na
papierze. Często etykiety malowano własnoręcznie, co gwarantowało ich
niepowtarzalność. Obecnie wytwarzana śliwowica posiada etykiety tradycyjne lub
też drukowane nowoczesnymi technikami.
a co do owocków z naleweczek jak też i naleweczek samych - mmmmm! poezja.
Szczególnie połówki moreli.