W obronie krzyża
Film jest świetny! Gdyby nie to, że stworzony tylko pod jedne wybory (w dodatku z LPR), można by rozsyłać go i umieszczać wszędzie gdzie się da.
Na śląskiej liście dyskusyjnej, zainspirowany tym klipem rzuciłem pomysł stworzenia jednego takiego filmu, przedstawiającego główne założenia UPR. Taki klip mógłby w końcu obalić stereotypowe wyobrażenie o UPR i przedstawić nasze prawdziwe oblicze. Powinien to być jeden, zaakceptowany przez władze partyjne, PONADCZASOWY klip- rozpropagowany na wszelkich możliwych forach, stronie głównej UPR, UPR TV, na blogu JKM, Youtube, czy nawet wykorzystywany w bezpłatnym czasie antenowym przed wyborami. Taka "multimedialna prezentacja partii".
Klip taki mógłby np. mieć formę "wywiadu", w którym po kolei kilku przedstawicieli UPR (których chcemy wypromować) wypowiadało się na poszczególne tematy (podatki, bezrobocie, służba zdrowia, bezpieczeństwo, polityka zagraniczna...). Można np. nakręcić filmową "adaptaję" Wywiadu z UPR, zamiast odsyłać do tekstu - na wyborców bardziej działa (i zapada w pamięci) obraz i dźwięk, niż suchy tekst. W międzyczasie można pokazać ujęcia z naszych manifestacji, konwencji, bannerów (jak na powyższym klipie), wywiady z ekonomistami, ujęcia ukazujące różne patologie, działając tym samym na emocje wyborców (biedę, zatłoczone urzędy, kolejki do lekarzy, niebezpiecznie ulice, skorumpowanych polityków...).
Mile widziana byłaby pomoc i doświadczeni autora powyższego klipu:)
T.Budzynski silac sie na krytyke LP tak naprawde zrobil swietna kampanie reklamowa zespolowi. Teraz z pewnoscia dla wiekszosci Polakow nie bedzie to wydawnictwo obojetne (nawet dla tych, ktorych obecne losy LP nie interesowaly). A. Mogielnicki w latach 80-tych piszac teksty polityczne musial podawac je w sposob bardziej zawoalowany. Piosenka SSB ma tekst prosty, doslowny i ironiczny. Podobnie jak Katha0 mialam pewne obawy jak zostanie przyjety "na gorze". W koncu nasz prezydent nie slynie z poczucia humoru (chociazby odmowa w waznym spotkaniu ze wzgledu na niepochlebne wypowiedzi w niemieckiej prasie brukowej). Rowniez swoja postawa w stosunku do dziennikarzy (mam na mysli "malpe w czerwonym") nie pokazal sie z najlepszej strony. Dla mnie osobiscie polityka nie odgrywa priorytetowej roli w zyciu ale znam kilka osob, ktore "pluja sobie w przyslowiowa brode" z powodu swoich decyzji wyborczych. Moim zdaniem o tym wlasnie jest ta piosenka.
Na szczescie plyta nie bedzie monotematyczna (tak przynajmniej wynika z wywiadow, ktore mialam okazje czytac lub slyszec). Poczekamy, zobaczymy.
Były prezydent Lech Wałęsa w wolnych chwilach rozmawia z każdym chętnym do tego internautą za pośrednictwem komunikatora Gadu-Gadu (GG).
Sam Lech Wałęsa znany jest już od dłuższego czasu jako pasjonat komputerów i internetu - w wywiadach często chwali się aktywnym uczestnictwem w dyskusjach na forach internetowych, czy też prowadzeniem korespondencji e-mail.
Były prezydent nie będzie jednak dostępny w GG przez cały czas. Wtedy pewnie z powodu zainteresowania internautów nie mógłby robić nic innego.
- Zamierzam rozmawiać przez GG w wolnym czasie. Ponieważ go ostatnio nie miałem, a rzecz jest świeża, więc jeszcze nie próbowałem, ale zrobię to w najbliższym możliwym momencie! - powiedział Wałęsa dla Dziennika Bałtyckiego.
Numer GG prezydenta dostępny jest na stronie Instytutu Lecha Wałęsy. Zainteresowanym podajemy go również tutaj - 5606334. Jak poinformowało Radio Zet, prezydent zamierza poświęcić na rozmowy godzinę dziennie - w chwili publikacji tego tekstu jest jednak niedostępny.
Podobno prezydent odbył już w ten sposób wiele rozmów i - jak powiedział Radiu Zet - w znacznej większości rozmówcy są do niego pozytywnie nastawieni. Pytania zadawane są przeróżne, także te trudne, np. o 100 milionów zł, które obiecał na początku swojej prezydentury. Wałęsa zapewnia, że jest gotów porozmawiać na każdy temat i nie boi się żadnych pytań.
Czy inni politycy również znajdą chwilę czasu, by porozmawiać z internautami? Zapewne trudno będzie zrobić to obecnemu premierowi, który jednak ujawnia w internecie swój codzienny rozkład zajęć.
di.com.pl
Pani, językoznawczyni podała podobne zdanie co my, w kontekście wypowiadania wulgaryzmów jako sztukę.
A wulgaryzm uznała za słowo, którego nie wypowiedzielibyśmy, w sytuacji spotkania z ludźmi, których nie do końca znamy.
Dlatego łatwiej przychodzi nam wulgaryzować ze swoimi, niż z ludźmi do których czujemy dystans.
A to ciekawe, czyżbyśmy wstydzili się pokazywać, że obcowanie ze sztuką nie jest nam obce w obecności osób słabo nam znanych?
W dzisiejszym "Dzienniku" jest wywiad z Januszem Tazbirem ,znanym historykiem kultury, m. in. na temat wulgaryzmów:
"...-Czyta pan polską literaturę współczesną?
-Niestety nie. Zniechęca mnie brutalizacja języka. W XIX wieku wulgaryzmy oznaczano w tekstach kursywą, żeby wszyscy mieli świadomość, że to słowo niewłaściwe i żeby nikt nie naśladował. Jeszcze Boy-Żeleński kiedy chciał użyć słowa "świństwo", to pisał "ś" i stawiał kropki. Współczesna literatura mówi językiem spod budek piwem, często knajackim żargonem. Gdyby Iwaszkiewicz zaczął czytać dzisiejsze numery "Twórczości", którą kiedyś redagował, toby sobie rwał włosy z głowy."
i dalej:
"Język literatury brutalizuje się na fali populizmu, chęci przypodobania się czytelnikom. W sferze polityki jest to nawiązanie do niechlubnych tradycji, pamiętamy przecież Józefa Piłsudskiego, który używał bardzo dosadnego języka - "zapluty karzeł" to wymysł Pana Marszałka. Zagrożeniem nie jest ekspansja angielszczyzny lecz straszliwe zubożenie polszczyzny, która jest przecież językiem bogatym. Weźmy takie słowo wytrych jak "k…a". Jeśli Radziwiłł mówił "panie kochanku", to był zwrot - chwila na lukę myślową. U nas rolę waty językowej niestety przejął ten wulgarny rzeczownik."
Oto dowód, że presji na pilota nie było i być nie mogło.
Natomiast tekst poniższy pochodzi z fałszywki internetowej witryny sejmu za serwerze wrogich sił - http://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/4D0917D9
Zapytanie nr 2496
do ministra obrony narodowej
w sprawie odznaczenia pilota prezydenckiego samolotu, kpt. Grzegorza Pietruczuka, srebrnym krzyżem za zasługi dla obronności
Uzasadnienie
Według informacji prasowych i wywiadu, jakiego szef MON udzielił dla Radia Zet 19 września br., kpt. Grzegorz Pietruczuk został odznaczony srebrnym krzyżem za zasługi dla obronności. Wedle słów szefa MON pilot otrzymał medal za Ëprzestrzeganie procedur i poczucie odpowiedzialności za bezpieczeństwo czterech prezydentów na pokładzieË. Ministrowi chodziło o lot, jaki wykonał prezydencki TU-154 na Kaukaz 12 sierpnia br. Planowo samolot miał lądować w Azerbejdżanie w Ganji, ale prezydent RP podjął decyzję o locie do Tbilisi. Pilot odmówił zmiany kierunku lotu. Decyzja pilota doprowadziła do licznych komplikacji w wizycie czterech prezydentów w Gruzji. Przejazd drogą do Tbilisi był bardzo niebezpieczny i sprowadzał realne zagrożenie dla osób w nim uczestniczących. Według doniesień medialnych obawy pilota o stan techniczny lotniska w Tbilisi były całkowicie nieuzasadnione i można było na nim bezpiecznie wylądować.
Proszę wobec tego Pana Ministra o odpowiedzi na następujące pytania:
1. Czy pilot ma prawo odmówić wykonania rozkazu zwierzchnika Sił Zbrojnych RP?
2. Czy odznaczenie pilota za de facto zaniechanie działania tak wysokim odznaczeniem państwowym jest zgodne z obowiązującymi procedurami?
3. Czy Minister, podejmując decyzję o odznaczeniu, chciał pokazać, iż będzie premiował w przyszłości przypadki niesubordynacji, tchórzostwa i odmawiania wykonywania rozkazów?
4. Czemu sprawa odznaczenia pilota została tak nagłośniona w mediach przez szefa MON? Czy był to kolejny element prowokacyjnej polityki rządu wobec prezydenta RP?
5. Czy zbadano przebieg wydarzeń w kabinie pilotów i zgodność podejmowanych przez nich decyzji z obowiązującymi procedurami? Jakie są wnioski z tej kontroli?
6. Czemu szef MON nie odznaczył innych członków załogi?
7. Jak MON zamierza reagować, jeśli w przyszłości będą powtarzać się tego typu przypadki odmawiania zmiany kierunku lotu?
Z wyrazami szacunku
Poseł Przemysław Gosiewski
Kielce, dnia 23 września 2008 r.
Będziemy twardą opozycją - zapowiada odchodzący z urzędu premier. Jak mówi w wywiadzie dla "Faktu" Jarosław Kaczyński, ta twardość będzie jednak przemyślana.
Na pewno nie będziemy próbowali przewyższać Platformy w knajackich atakach, bo to jest po prostu niemożliwe. Nie mamy zresztą ludzi w typie Niesiołowskiego, Nowaka czy Grupińskiego. - mówi Jarosław Kaczyński. Ja też nie bardzo nadaję się na Tuska - nie wychowałem się jednak na podwórku, jak on sam o przyznaje, ale w trochę lepszych miejscach. Mam więc pewne opory przed łganiem w żywe oczy - wyjaśnia. PiS musi być twardą opozycją także dlatego, że Jarosław Kaczyński obawia się, że media zaniechają swojej funkcji kontrolnej wobec nowej władzy
Zastrzega, że nie ma zamiaru doprowadzać opozycyjności PiS do absurdu. Natomiast musimy pokazywać to, co już dzisiaj zaczyna być widoczne. Na przykład powrót do polityki transakcyjnej - jak to bardzo celnie określił Rafał Matyja, znajdując określenie znacznie elegantsze niż polityka układowa albo geszefciarska - oświadcza lider PiS. Zauważa, że powracają "autorytety" jako obowiązujące wyrocznie, co lapidarnie opisuje w swoich tekstach Bronisław Wildstein. Z tym będziemy z pewnością walczyć - zapowiada.
Jarosław Kaczyński opowiada w wywiadzie o jednym ze swoich najbliższych dotąd współpracowników: Wiele lat maszerowaliśmy razem z Ludwikiem Dornem i dobrze to wspominam, ale kilka lat temu zaczęły w nim zachodzić zmiany, które czyniły współpracę coraz trudniejszą.
Jak mówi, wiele decyzji Dorna z ostatnich lat było dla lidera PiS nie do pojęcia. Miałem poważne kłopoty, żeby porozumieć się z tym nowym Dornem. Teraz Ludwik Dorn krytykuje przebieg kampanii. A ja sobie przypominam, że to on snuł swoje wywody na temat wykształciuchów, aż po sam moment głosowania, bez niczyjej zgody pisał do nich listy i wytaczał procesy w sprawie honoru psa Saby - mówi Jarosław Kaczyński. Według niego, nie służyło to raczej zjednaniu tej grupy wyborców, o którą teraz Ludwik Dorn zaczął się troszczyć.
Jarosław Kaczyński wypowiada się też w sprawie protestu wiceprezesów PiS: Panowie byli proszeni, żeby się powstrzymać przed ogłaszaniem swojej dymisji, a tym bardziej przed ogłaszaniem listu. Nie posłuchali. W wywiadzie dla "Faktu" podkreślił, że w gronie osób, które list podpisały, odróżnia Ludwika Dorna od pozostałych, a szczególnie jednego, którego bardzo wysoka pozycja w PiS była raczej wynikiem życzliwości towarzyskiej niż dorobku politycznego. (PAP)