Telefony komórkowe Gliwice


W obronie krzyża


Dlaczego ja się dowiaduje o wszystkim ostatni :huh: Jeżeli kombinujecie coś na najbliższy weekend to oświadczam już dziś, że mnie nie będzie! ;)



Bierzesz telefon komórkowy i wbijasz... 032/241-321-3 zamawiasz Taxi na ul. Lotników w Gliwicach i odbierasz aparat. Wsio B)


Mówie że pewno spotkamy sie na pizzy u ciebie adamos ... jak diody przyjdą :)



W Kumbrii zakończył się proces w związku ze śmiercią polskiego imigranta, który powiesił się w przybudówce swojego domu w Carlisle w czerwcu tego roku. Z wielomiesięcznego dochodzenia wynika, że przyczyną tragedii były najprawdopodobniej depresja i niespłacone długi - pisze londynek.net.
27-letni Marek D. przyjechał do Anglii w 2007 r. z Gliwic, by zarobić na spłatę długów w Polsce. Wraz z żona Agatą i siostrą Katarzyną wynajął dom w Carlisle. Niedługo potem podjął pracę w fabryce w Annan.

Jak podaje londynek.net, 21 lipca br. o 7 rano wyszedł do pracy. W tym czasie jego żona przebywała z krótką wizytą w Polsce – miała pomóc rodzicom w opiece nad zwierzętami.

Kiedy Katarzyna wróciła do domu ok. godz. 21, zauważyła, że Marek musiał być wcześniej w domu, bo lodówka była pełna, a jego ubranie robocze było w pralce. Kiedy jednak brat nie wrócił do późna, Katarzyna zadzwoniła po znajomego i razem zadzwonili na telefon komórkowy Marka. Po chwili usłyszeli sygnał jego telefonu komórkowego dochodzący z dobudówki. Tam znaleźli ciało Marka.

W czasie przesłuchania, Katarzyna przyznała, że jej brat jako dziecko był zawsze bardzo smutny i że przed wyjazdem z Polski zdiagnozowano u niego depresję.

Koroner regionu Północnej i Zachodniej Kumbrii John Taylor, orzekł, że przyczyną śmierci Polaka było samobójstwo.





Katowice zasłonięte olbrzymimi reklamami

Kamienica przykryta potężną płachtą z reklamą to już norma w centrum miasta. Ich właściciele najczęściej robią to dla zysku, a nie, żeby ukryć remontowaną fasadę.

Idąc od dworca kolejowego do ulicy Mickiewicza, zamiast elewacji kamieniczek widzi się głównie olbrzymie płachty z reklamami znanych firm. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda na remont. Kiedy się jednak podejdzie bliżej, widać, że rusztowania przymocowano do elewacji budynków tylko na potrzeby wiszącej reklamy. W jednej z kamienic przy ul. Stawowej rusztowania stoją wprawdzie na chodniku, ale od dawna nikt nie widział na nich robotników. - Reklama zasłania nam okna, po rusztowaniach w nocy chodzą jacyś ludzie, pukają do okien. To nie tylko nieprzyjemne, ale niebezpiecznie - denerwuje się jedna z lokatorek.

Właścicielka kamienicy jest nieuchwytna. Lokatorzy nie mają z nią kontaktu, bo nie ma telefonu stacjonarnego, a numeru komórki nikomu nie podała. W domu też trudno ją zastać.

W kamienicy przy pl. Szewczyka są głównie biura. - Nam reklama nie przeszkadza. Obraz przez okno jest tylko troszkę przyciemniony - mówią pracownicy biura nieruchomości.

Remigiusz Biela, zarządca sądowy kamienicy, tłumaczy, że reklamą na elewacji chce zarobić na remont. - Chcę przywrócić elewację do dawnej świetności. Ładna i odremontowana na pewno nie będzie zasłonięta reklamą. Tak zresztą powinien zrobić każdy właściciel, jeśli nie stać go na renowację - mówi Biela.

Okazuje się jednak, że nie ma żadnych przepisów, które zabraniałyby kamienicznikom zasłaniać domy reklamami dla zysku. Przed zawieszeniem reklamy wystarczy zgłosić to w magistracie, przedstawić szkic reklamy, sposób jej zamocowania i oświadczenie potwierdzające, że się jest właścicielem budynku. Urzędnicy nie muszą wydawać na to pozwolenia i sprawdzać treści reklamy. Mogą odrzucić wniosek tylko wtedy, gdy dokumentacja jest niekompletna. Tylko w przypadku kamienic wciągniętych do rejestru zabytków trzeba mieć zgodę miejskiego konserwatora.

- Możemy tylko rozmawiać z właścicielem i perswadować. Boimy się zalewu takich reklam w centrum miasta - mówi Bożena Górka z katowickiego magistratu. Urzędnicy podkreślają jednak, że sytuacja nie jest patowa. Ma ją zmienić przygotowywany planu zagospodarowania przestrzennego śródmieścia. Wtedy w centrum zostaną wyznaczone miejsca na reklamy.

Kamienice otulone reklamami to wyłącznie problem Katowic. - W centrum Bielska-Białej nie ma reklam na elewacjach. Chyba że trwa remont i na siatce zabezpieczającej wisi wizytówka firmy, która go wykonuje - mówi Józef Paluch, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Podobnie jest w Sosnowcu i Gliwicach.

- Trzeba pamiętać, że reklamodawca wybiera najkorzystniejsze miejsce. Katowice to stolica regionu i firmom zależy na tym mieście - uważa Biela.


Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

www.gazeta.pl



ECHO MIASTA

Asystent, czyli kudłaty pomocnik 2008.09.18
Przybywa miejsc, w których niepełnosprawni mogą robić zakupy z psem


Towarzyszyliśmy pani Ewelinie w SCC i przekonaliśmy się, że bez psa asystenta nie miałaby szans na zrobienie normalnych zakupów (fot. Joanna Nowicka)
Według prawa europejskiego Guliver nie jest psem, ale wykwalifikowanym pomocnikiem - tłumaczy Ewelina Balcar-Zalewska z Mikołowa. To prawo w Polsce nie obowiązuje, co bardzo utrudnia życie osobom korzystającym z pomocy nietypowych asystentów. Na szczęście do projektu "Pomóżmy razem" przyłącza się coraz więcej urzędów, sklepów, ostatnio m.in. Silesia City Center.

Wykwalifikowany Guliver
Ewelina porusza się na wózku inwalidzkim. Kremowy golden retriewer Guliver, wyszkolony przez fundację DOG'IQ, towarzyszy jej przez całą dobę. Poza domem nosi jej portfel i telefon komórkowy - dzięki temu Ewelina ma je zawsze pod ręką. Guliver potrafi m.in. pomóc z zdjęciu odzieży, zgasić światło, nieść koszyk z zakupami, a w razie upadku opiekuna wezwać pomoc. Każdą czynność kwituje wesołym merdaniem ogonem, nagradzany jest przysmakiem albo dobrym słowem. - To dzięki niemu jestem całkiem samodzielna - przekonuje Ewelina.
Jednak Guliver nie wszędzie może jej pomagać. - Supermarkety, restauracje... Wiele razy zdarza się, że zakaz wprowadzania psów obejmuje i Gulivera, choć nie powinien. W supermarkecie w Zabrzu nie mogłam zrobić z tego powodu zakupów na obiad. Czy osoba niepełnosprawna z psem asystującym ma umrzeć z głodu z powodu absurdalnych przepisów? - pyta retorycznie Ewelina.

Przyjazne miejsca
Do standardów zachodnich jeszcze nam daleko. Jak na razie komisja sejmowa obraduje nad zmianami w prawie, by w ogóle pojawiły się regulacje dotyczące tych "wykwalifikowanych pomocników". Teraz liczy się dobra wola. To do niej odwołują się autorzy projektu "Pomóżmy razem". Coraz więcej sklepów, urzędów oznaczonych jest naklejką "Miejsce przyjazne psom asystującym". Ostatnio dołączyła do nich Silesia City Center. - Do wszystkich naszych najemców wysłaliśmy informację o akcji i liczymy na dobrą z nimi współpracę - mówi Marek Thorz z SCC.

Z Eweliną i Guliverem bez problemu weszliśmy do tamtejszego Tesco, sieci, która jako jedna z pierwszych przyłączyła się do akcji. - Pies jest oznakowany, nie mam żadnych zastrzeżeń - stwierdził ochroniarz Tadeusz Nowak. Także w butikach w pasażu nikt na Gulivera nie zwracał specjalnej uwagi...
Do akcji "Pomóżmy razem" przyłączyły się też m.in.: CH Arena z Gliwic, CH Dąbrówka z Katowic, CH Plejada z Bytomia, Centrum Echo w Siemianowicach Śląskich i Świętochłowicach, mniejsze sklepy i tarnogórskie urzędy. W całej Polsce takich miejsc jest 500.

Bartłomiej Wnuk