W obronie krzyża
Kim był Teodor Tietzen
To jest naprawdę jakieś szaleństwo. Powinna być jakaś data - po której nie
powinno być już roszczeń !
Za 200 lat jak pra-, pra- ,pra - wnuczkowie będą mieszkać gdzieś na Marsie to
też nie pozwolą spokojnie żyć tu ludziom w Polsce - chociaż mogą nic już nie
pamiętać o swoim przodku.
To jest paranoja, którą powinno się raz na zawsze uciąć.
Co to może obchodzić młodego człowieka który chce spokojnie żyć - bez
świadomości o pazernych potomkach ?
akt pogardy pamięci 6 mln ofiar Shoa w Berlinie..
wyraz pogardy dla pamięci 6 mln ofiar Shoa w Berlin-WeiĂźensee .
awanturnicy już po raz drugi przewrócili na żydowskim cmentarzu w
Berlin-WeiĂźensee wiele nagrobków. Już w nocy na wtorek awanturnicy
zniszczyli ok. 23 nagrobków. Dzisiaj złoczyńcy ponownie się
wślizgnęli . Ostatecznej liczby zniszczeń jeszcze brak.
Miasto jest zszokowane – dochodzeniowi stoją przed zagadką.
Charlotte Knobloch z Centralnej Rady Żydów w Niemczech mówi
o „nieznośnym haniebnym czynie”.
Ogromne drzewa , zawiłe ścieżki , artystyczne kamienie nagrobkowe –
żydowski cmentarz WeiĂźensee uważany jest za najładniejszy i
największy tego rodzaju w Europie.
Jest monumentem niemieckiej historii . Czynu dokonano dokładnie w
nocy na dzień pamięci zagłady Żydów , na Jom Hashoa .
„To wygląda tak , jak dzieło ludzi których mentalność jeszcze
dzisiaj należy do narodowego socjalizmu” – powiedziała Knobloch .
Tu pochowane są sławne osobistości : założyciel łańcucha domu
towarowego Hertie , Hermann Tietz , publicysta Theodor Wolff i
powieściopisarz Stefan Heym i wielu innych.
Cmentarz został założony w 1880 r i berlińska gmina żydowska od lat
stara się utrzymać ten areał i częściowo ponad 100 lat stare
grobowce. W wielu miejscach natura utorowała już swoje drogi.
Liczba antysemicko motywowanych czynów w Berlinie , mocno wzrosła w
stosunku do lat ubiegłych.
Kroniki policyjne zanotowały w latach 2003 – 2006 cztery przypadki –
w 2007 było ich dziewięć.
W ubiegłym roku w całych Niemczech zostało zbezczeszczonych 30
żydowskich cmentarzy.
Wykrywalność w ubiegłych 5 latach wynosiła ok.50 procent(w Berlinie).
www.spiegel.de/fotostrecke/0,5538,31096,00.html
Odszkodowanie dla wnuków fabrykanta T.Tietzna
info.onet.pl/1041186,11,item.html
"Gazeta Wyborcza": Miasto Łódź przegrało utrzymywany przez władze w tajemnicy
proces ze spadkobiercami dawnego fabrykanta.
Na gruntach przedsiębiorcy wybudowano nielegalnie największą inwestycję w
regionie - Grupową Oczyszczalnię Ścieków. Gra idzie o ponad półtora miliarda
złotych - pisze "Gazeta Wyborcza".
Kilka dni temu na "kolegium prezydenckim" - spotkaniu prezydenta Jerzego
Kropiwnickiego z zastępcami prawnicy magistratu powiedzieli "przegraliśmy".
Zapadła grobowa cisza. Wszyscy wiedzieli, że wyrok oznacza otwartą drogę do
zasądzenia kolosalnego odszkodowania, którego domaga się od gminy czworo
spadkobierców przedwojennego fabrykanta.
Teraz władze Łodzi wynajmują najlepszych prawników cywilistów w kraju, by
odwrócić bieg wydarzeń. Grupowa Oczyszczalnia Ścieków to od wielu lat
największa, finansowana z budżetu centralnego oraz kasy gminy inwestycja w
regionie - ma czyścić ścieki całej Łodzi i regionu. Budowę GOŚ rozpoczęto w
połowie lat 70., m.in. na terenach przedwojennego Folwarku Smulsko (dziś osiedle
na obrzeżach Łodzi). Teren należał do zmarłego w 1939 r. fabrykanta Teodora
Tietzena.
W 1995 r. skarb państwa przekazał teren z częściowo zbudowaną oczyszczalnią
gminie Łódź. Dwa lata później Najwyższa Izba Kontroli, badając finanse GOŚ,
zwróciła przy okazji uwagę na nieuregulowaną sytuację prawną części gruntów. W
księdze wieczystej jako właściciel nadal figurował fabrykant Tietzen!
Miasto niemal natychmiast wystąpiło do łódzkiego sądu rejonowego o uznanie, że
teren już dawno "zasiedział" skarb państwa i to on jest właścicielem ziemi pod
GOŚ. Jednocześnie ówczesne władze bagatelizowały sprawę, wniosek został
przygotowany niechlujnie, o sprawie nikt nie powiadomił mediów. Wydawało się, że
sprawy idą pomyślnie dla gminy - w 1998 r. sąd uznał, że teren należy do skarbu
państwa, a po komunalizacji - do miasta. Dwa tygodnie później odnaleźli się
jednak wnukowie fabrykanta, natychmiast złożyli odwołanie. Wygrali, ale sprawa -
z powodów proceduralnych - wróciła do sądu rejonowego.
Właśnie zapadł wyrok, który przyznaje rację wnukom Tietzena. Sąd przyznał, że
państwo nigdy nie wykupiło ziemi Tietzena, nie wywłaszczyło jej właściciela, nie
przejęło też gruntu na podstawie dekretu o majątkach opuszczonych. Po prostu
postawiło budynki na cudzym gruncie! Zdaniem sądu nie może być też tu mowy o
zasiedzeniu, bo nie dotyczy ono sytuacji, gdy państwo zabiera komuś bezprawnie
jego ziemię.
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=63&w=19690095
Kto inny pisze, tekst podobny ale troche dłuższy
Tomasz Patora, Marcin Stelmasiak, Łódź 21-01-2005, ostatnia aktualizacja
21-01-2005 08:56
Miasto przegrało utrzymywany przez władze w tajemnicy proces ze spadkobiercami
dawnego fabrykanta. Na gruntach przedsiębiorcy wybudowano nielegalnie największą
inwestycję w regionie - Grupową Oczyszczalnię Ścieków. Gra idzie o ponad półtora
miliarda złotych.
Kilka dni temu na "kolegium prezydenckim" - spotkaniu prezydenta Jerzego
Kropiwnickiego z zastępcami prawnicy magistratu powiedzieli "przegraliśmy".
Zapadła grobowa cisza. Wszyscy wiedzieli, że wyrok oznacza otwartą drogę do
zasądzenia kolosalnego odszkodowania, którego domaga się od gminy czworo
spadkobierców przedwojennego fabrykanta. Teraz władze Łodzi wynajmują
najlepszych prawników cywilistów w kraju, by odwrócić bieg wydarzeń. Grupowa
Oczyszczalnia Ścieków to od wielu lat największa, finansowana z budżetu
centralnego oraz kasy gminy inwestycja w regionie - ma czyścić ścieki całej
Łodzi i regionu. Budowę GOŚ rozpoczęto w połowie lat 70., m.in. na terenach
przedwojennego Folwarku Smulsko (dziś osiedle na obrzeżach Łodzi). Teren należał
do zmarłego w 1939 r. fabrykanta Teodora Tietzena.
W 1995 r. skarb państwa przekazał teren z częściowo zbudowaną oczyszczalnią
gminie Łódź. Dwa lata później Najwyższa Izba Kontroli, badając finanse GOŚ,
zwróciła przy okazji uwagę na nieuregulowaną sytuację prawną części gruntów. W
księdze wieczystej jako właściciel nadal figurował fabrykant Tietzen!
Miasto niemal natychmiast wystąpiło do łódzkiego sądu rejonowego o uznanie, że
teren już dawno "zasiedział" skarb państwa i to on jest właścicielem ziemi pod
GOŚ. Jednocześnie ówczesne władze bagatelizowały sprawę, wniosek został
przygotowany niechlujnie, o sprawie nikt nie powiadomił mediów. Wydawało się, że
sprawy idą pomyślnie dla gminy - w 1998 r. sąd uznał, że teren należy do skarbu
państwa, a po komunalizacji - do miasta. Dwa tygodnie później odnaleźli się
jednak wnukowie fabrykanta, natychmiast złożyli odwołanie. Wygrali, ale sprawa -
z powodów proceduralnych - wróciła do sądu rejonowego. Właśnie zapadł wyrok,
który przyznaje rację wnukom Tietzena. Sąd przyznał, że państwo nigdy nie
wykupiło ziemi Tietzena, nie wywłaszczyło jej właściciela, nie przejęło też
gruntu na podstawie dekretu o majątkach opuszczonych. Po prostu postawiło
budynki na cudzym gruncie! Zdaniem sądu nie może być też tu mowy o zasiedzeniu,
bo nie dotyczy ono sytuacji, gdy państwo zabiera komuś bezprawnie jego ziemię.
Sąd w uzasadnieniu wyroku podkreślił też wieloletnie zaniedbania skarbu państwa
i gminy oraz ich "bierną pozycję" podczas procesu. Choć wiedzieli o tym, że
teren należy do Tietzenów - nie zrobili nic, by załatwić sprawę.
W ślad za wyrokiem do sądu wpłynęły wnioski spadkobierców o kolosalne
odszkodowanie. Wnukowie Tietzena domagają się:
• zwrotu ziemi pod GOŚ, którą wycenili na półtora miliarda złotych;
• ponad 50 mln zł odszkodowania za bezprawne korzystanie z gruntu przez
ostatnie dziesięć lat
• pół miliona złotych co miesiąc w sytuacji dalszego korzystania z terenu, na
którym stoi GOŚ.
Włodzimierz Tomaszewski, wiceprezydent odpowiedzialny za finanse Łodzi,
zapowiada, że miasto będzie się odwoływało od wyroku: - Mam nadzieję, że ta
sprawa spowoduje jakąś refleksję ogólnokrajową. Odbija się czkawką brak
regulacji dotyczących rozliczeń z ludźmi pozbawionymi za PRL majątku. Dlaczego
gmina, łodzianie mają teraz pokrywać koszty zaniedbań władz dawnego systemu? Nie
wyobrażam sobie zwrotu ziemi, na której stoi GOŚ. Nie wiem też, skąd
spadkobiercy wzięli tę astronomiczną kwotę, której żądają. Będziemy starać się
do końca chronić interes publiczny i nie dopuścić do gigantycznych odszkodowań.
Wątpliwości budzi też fakt, że dopiero po latach kilkoro spadkobierców zgłosiło
roszczenia.
Nieoficjalnie jeden z wiceprezydentów mówi wprost: - Wiemy, że sprawa jest
przegrana, staramy się tylko ograniczyć jej skutki finansowe. Bo kwota, jakiej
się od nas żąda, jest dla miasta zabójcza. Liczymy na jej obniżenie. Albo przez
spadkobierców, albo w wyroku sądowym.