W obronie krzyża
dopsz, czytajac powyzsze poczulam sie nieco uspokojona.
zas pzrechodzac do meritum>>
Crescendo ma racje. nie wiem, moze maja teletubisie jakis zbrodniczy w zamiarach przekaz podprogowy.........? ale jak [przede wszystkim zas>> po co.....] w czyms takim dopatrywac sie cech plciowych.
w takim razie obanujmy zwirka i muchomorka, bolka i lolka to juz w ogole na elektrowstrzasy. aha, i ten stary pervert mis kolargol! glos ma wyzszy niz molczi, a jeszzce te koraliki i parasoleczki fikusne.
bozesz ty moj! przesz to *pokolenia* dewiantow musialo wychowac!
czego znakomitym przykladem moge byc ja. <macha do tlumow>
chodzenie na religie zarzucilam jakos w 8 klasie szkoly podstawowej, co bardzo tajemniczo acz calkiem niezamierzenie zbieglo sie z poczatkami mojego sluchania plasibou. de facto przyczyny byly mniej romantyczne - religia byla w piatek na ostatniej lekcji. *_* naowczas w piatki o takiej porze ja juz dawno bylam na jakims ziom melanzu albo przynajmniej biforze.
rodzice na szczescie nigdy nie byli praktykujacy [choc oboje uwazaja sie za katolikow] i moja dezercje przyjeli ze stoickim spokojem. [zapewne w duzej mierze zawdzieczam to ich niewiedzy co do *zamiennika* tychze lekcji].
kiedys nawet przeprowadzilam z tata jakas dluga i powazna rozmowe na temat wiary, ale nie pamietam czy doszlismy do jakis konstruktywnych wnioskow.............
a matura z religii niech se bedzie. z bogiem.
dla szkolnictwa ma to podobne znaczenie jak drugi zbior ryzu w touhoku.
teletubisie są przerażające... kiedyś coś mnie podkusiło i obejrzałam kawałek tej BAJKI DLA DZIECI. Efekt był taki, że siedziałam przez x-minut z rozdziwioną gębą jak zahipnotyzowana zastanawiając się jak rodzice moga pozwalać ogladąc to swoim dzieciom ... jakieś otyłe potworki laziły tam i spowrotem i mówiły, że "Tinky Winky śpiewa" i tak w kółko... w kółko.... przy czym ten Tinky nawet nie zaczał spiewac:P nie wiem czemu tego nie przełączylam... nie mogłam :p to chyba jakiś przekaz podprogowy wysyła :p biedne dzieci, co to robi z ich głowami....
a ja myślalam, że to Muminki sa najbardziej psychodeliczne...
aaa przypomnialam sobie imię tego indianinka: Pow Wow! Wkurzający, mały podciep! I ta piosenka "pał łał indiański smyk... uuuuu, uuułaaaaa!" Nie znam bardziej irytującej przyśpiewki!
Niektórzy uważają, że treści pojawiające się w kulturze masowej dotyczące kosmosu i wyobrażeń obcych istot są generowane w ludzkich umysłach przez podprogowe przekazy channelingowe-świadomie przesyłane i sterowane strumienie informacji. Co więcej w tych przekazach można rozpoznać kilka nurtów tak jakby pochodziły one z różnych źródeł lub jakby nadawcy stymulowali nasze umysły zmieniając treści nadawanych komunikatów. A może, po prostu, jest kilku nadawców a każdy z nich ma inny cel. Barbara Marciniak w swych przekazach channelingowych (“Zwiastuni Świtu”, “Ziemia Zwiastunów Świtu”) twierdzi, że Ziemia jest bombardowana falami mającymi podnieść Ziemian w rozwoju umysłowym.
Uważa też, że nie wszystkie kosmiczne rasy stawiają sobie tak szczytny cel a ich energetyczne oddziaływanie na ludzi nie musi być wcale altruistyczne. Ludzie kultury, artyści oraz jednostki wrażliwe na poziom energetyczny świadomie lub nie odbierają przekazy docierające na powierzchnię naszej planety. Jedni starają się nam udowodnić, że wszystko, co złe pochodzi z kosmosu natomiast inni wręcz przeciwnie – wskazują na otaczającą nas przestrzeń kosmiczną jako na naturalną drogę ekspansji w rozwoju człowieka. W ludzkich umysłach strach przed przybyszami z kosmosu narodził się w 1898 roku, kiedy to po raz pierwszy ukazała się drukiem powieść George'a Herberta Wellsa “Wojna światów” sugestywnie opisująca inwazję obcych istot z planety Mars. Wells w swej powieści uchwycił narastającą panikę przed nadejściem obcej cywilizacji, kiedy to w 1877 roku Giovanni V. Schiaparelli, znany astronom włoski, zaobserwował na powierzchni Marsa “kanały” mogące być, jak ówcześnie przypuszczano, dziełem istot rozumnych zamieszkujących tę planetę. Inni badacze uważają, że Wells jako genialny wizjoner w swej powieści zawarł wizje nadchodzącej I Wojny Światowej, która w istocie stała się “wojną światów”.
Nie mniejszy zamęt w ludzkich umysłach wywołała ta sama powieść Wellsa w 40 lat później, kiedy to nikomu jeszcze nieznany młody człowiek Orson Welles wyjątkowo sugestywną adaptacja radiową “Wojny światów” w 1938 roku doprowadził do paniki w Stanach Zjednoczonych. W obawie przed najazdem kosmitów połowa mieszkańców New Jersey w pośpiechu opuściła swoje domy, a druga połowa pakowała walizki. A może znowu kolejny wizjoner próbował ostrzec ludzkość przed nadchodzącym kataklizmem następnej wojny światowej. Jedno jest pewne dzięki rozwojowi kultury masowej możliwe stało się przekazanie milionom ludzi idei powstałej w umyśle pojedynczego człowieka. Przekazy channelingowe sugerują, że obce cywilizacje specjalnie wybierają osoby, takie jak pisarze czy reżyserzy filmowi, mające dostęp do mediów i wtłaczają im podprogowo wiedzę o wszechświecie. Film, komiks i literatura s-f, a obecnie gry video, to najłatwiejszy sposób dotarcie do umysłów wielu milionów ludzi.
“Wojna światów” właściwie na 60 lat ugruntowała strach przed najeźdźcami z kosmosu. Przełom w traktowaniu przybyszów z kosmosu nastąpił dopiero w latach 60-siątych, kiedy to dzięki osiągnięciom naukowym byliśmy w stanie umieścić człowieka na orbicie okołoziemskiej a nawet wysłać pierwszych astronautów w stronę Księżyca. Największym wizjonerem nowego nurtu stał się Gene Roddenbbery, pomysłodawca Star Trek, kosmicznej sagi opowiadającej o najdalszej podróży człowieka w głębokim kosmosie. Był bezapelacyjnie największym twórcą i kreatorem świadomych i podświadomych zakamarków ludzkich umysłów końca lat 60-siątych. Wynalazki i patenty zastosowane w filmach z serii Star Trek (teleportacja, prędkości nadświetlne, komunikatory) przeszły na trwałe do świadomości masowej i obecnie są traktowane jak aksjomaty, co więcej nawet uczeni inspirują się nimi w swych pracach poszukując naukowych odpowiedzi na pytania postawione przez Roddenbbery'ego. Czy był tylko wizjonerem, czy też bezwolnym narzędziem w rękach federacji galaktycznej realizującej swoje ukryte cele. Star Trek broni się sam, a jego jasne i czyste przesłanie wyraża się słowami kapitana statku Enerprise komandora Jean-Luca Picarda wołającego do swojej załogi – Engage! (Zapłon! - lub raczej – Cała naprzód!!)
Dopiero w swoim ostatnim projekcie Gene Roddenbbery zmusił ludzi do większej refleksji - wykreował serię “Ziemia: Ostatnie starcie” (Earth: Final Conflict) - opowiadającej o bezkrwawym podboju naszej planety przez Taelonów, kosmitów mających o wiele bardziej rozwiniętą cywilizację techniczną opartą o biokomputery i "żywą technologię". Do nurtu wykreowanego przez Roddenbbery'ego dołączył w 20 lat później Steven Spielberg ze swoim “E.T.” zagubionym kosmitą, który potrafi wyleczyć palec, ożywić uschnięty kwiatek i zaprzyjaźnić się z dzieckiem.
Przedstawicielem drugiego, jakże potężnego, nurtu zaszczepiającego w ludzkiej podświadomości niechęć do kosmitów i wszystkiego co paranormalne jest Chris Carter – twórca seriali “Z archiwum X”, “Millenium” oraz innych mrocznych thrillerów karmiących się naszym strachem. Rządowe spiski, podstępni kosmici oraz tajne eksperymenty medyczne przeprowadzane na ludziach to normalny dzień pracy agenta Muldera, który bezustannie tropi pozaziemskich porywaczy swojej siostry. Musimy zadać sobie pytanie jak bardzo kultura masowa kreuje nasze umysły i czy z pojawieniem się przybyszów z kosmosu uniesiemy rękę w indiańskim geście powitania ze słowami "Żyj długo i szczęśliwie" (tradycyjne pozdrowienie kosmicznej rasy mędrców zamieszkujących planetę Vulkan), czy też na próbę kontaktu odpowiemy serią z lasera. Wydaje się, że obecnie cywilizacje pozaziemskie postanowiły przeprowadzać “kosmiczną edukację ludzkości” stawiając na najmłodszych a zarazem na najbardziej podatnych na sugestię widzów. Przykładem takiego podejścia mogą być chociażby Teletubisie - milutkie pluszaczki z telewizorkami w brzuszkach. Gdyby na planecie Ziemia wylądowali kosmici kształtem przypominający Teletubisie obecne pokolenie dzieci przyjęłoby je z otwartymi ramionami jak starych, dobrych znajomych.
Serwis NPN