Telewizja a kryzys kina


W obronie krzyża

Dnia Tue, 25 Sep 2001 11:22:44 +0200,  kalar <ka@kki.net.pl
wyslal(a) wiadomosc:

Gdyby ktos chcial wypisac, co zawdzieczamy Amerykanom, to moze go
wyrecze ;))
- skonstruowanie maszyny ENIAC
- plan Marshalla
- 1947 rok i stworzenie polaroida (ile mu zawdzieczamy... :) )
- stworzenie technologii silikonow, w tym samym roku
- 1947 - przekrocnie bariery dzwieku
- "Raport" Kinseya ;-)) - 1948 rok, w purytanskiej Ameryce.. sam sie
dziwie.
- pierwsza emisje telewizji kolorowej
- Kino, po trzykroc
- uzycie technologii atomowej do wytworzenia pradu elektrycznego
- usuniecie MacArthura z Korei (powinnismy za to stawiac Trumanowi
pomniki..)
- 1949, 4 kwietnia, NATO.
- drugi raport Kinseya w 1953 ;))
- stworzenie SEATO (moze i zakonczylo sie kleska, ale w 54 to bylo
cos)
- 1960, zwyciestwo Kennedy'ego
- 1962, pokojowe rozwiazanie kryzysu kubanskiego
- 1969, 3:56 nad ranem, 21 lipca - the eagle has landed ;)
- 1972 - telewizja kablow, SALT I
- "Ojciec chrzestny" F.F. Coppoli
- 1978, Camp David
- 1994, Pulp Fiction
- Rozpad ZSRR, upadek komunizmu
- Coca Cola, MTV, popcorn

i jeszcze kilka rzeczy

Pozdrawiam,
Kalar:)

ps
obiecuje juz nie dyskutowac sam ze soba.



Bez przesady
Jak mawiał jeden z moich profesorów: "gdy ktoś nie ma o czym pisać, pisze o
kryzysie". Święte słowa, nie tylko w jego dziedzinie.

Inna sprawa, że może rzeczywiście Hollywood będzie miał przed sobą jakąś
"korektę" - przykład z gażą Cameron Diaz dobrze pokazuje jedno ze źródeł
problemu: otóż, te pieniądze nie są nagrodą za pracę czy talent. Są po prostu
ceną promocji. Pewnie jakaś inna aktorka, bez nazwiska, ale za to z dobrym
głosem, mogłaby podłożyć głos znacznie lepiej - ostatecznie, większość z nas
oglądała Shreka w dubbingu, i jakoś brak słodkiego świrgolenia p. Diaz nie
odebrał nam ani krztyny przyjemności.

No i tu się zaczyna problem: gdy zaczyna sie "wyścig na promocje", a nie na
scenariusze czy grę aktorską, nagle ludzie zaczynają ziewać. I przestają chodzić
do kina - bo i po co? Ciekawsze - scenariuszowo i aktorsko - rzeczy dzieją się w
telewizji przecież. Która jest "za darmo" (płacimy w cenach reklamowanych
produktów, chłechłechłe), do tego dostarcza coraz większych emocji. Strajk
scenarzystów, nawiasem mówiąc bijący głównie w TV właśnie, jest tylko
rezultatem, jednym z wielu.

Ale, może - mam cichą, choć głupią nadzieję - będzie to okazja, żeby Hollywood
stało się tym, czym było. Fabryką marzeń, nie gaż i promocji. Oby.



Przesada. Ostatecznie największe ruchy społeczne w krajach cywilizowanych mają
miejsce nie w czasie kryzysu, ale właśnie w okresie prosperity. To wtedy
robotnicy wychodzą na ulice żądając podwyżek, poprawy warunków socjalnych itp.
Rząd ulega (nie ma specjalnie wyboru), a to prowadzi do kryzysu (coś tak jak
obecnie Niemcy czy Francja). Potem następuje faza zaciskania pasa (cięcia
wydatków), obniżanie podatków dla firm, ostrzejsza polityka fiskalna. W dość
krótkim czasie sytuacja na rynku się poprawia - i koło się zamyka.
W tym "kole zamachowym" trudno w zasadzie znaleźć miejsce na rewolucje, wojny
domowe czy przewroty.
Nawet przytoczone przez Ciebie argumenty - rezygnacja z usług fryzjerów czy nie
chodzenie do restauracji - też prowadzi do rozwoju, ale po prostu innych
dziedzin. Bo zamiast strzyc się u fryzjera ludzie kupują maszynki (zyskują
zarówno producenci jak i pośrednicy), a jeśli nie jedzą w knajpie - to muszą
jeść w domu, kupują zatem więcej produktów i półproduktów żywnościowych,
zarabiają sklepy tworząc nowe miejsca pracy. Wystarczy popatrzeć na wywieszone
w hipermarketach oferty ("kasjerów na 1/2 etatu zatrudnimy"). Rezygnacja z dóbr
luksusowych zupełnie nieźle napędza gospodarkę. Bo jak siedzę w chałupie, to
oglądam telewizję, słucham radia, czytam gazety czy książki, majsterkuję... I
znowu ktoś na tym zarabia. Z punktu widzenia rynku nie jest istotne, czy chodzę
do teatru (płacąc 60 zł za bilet), czy do kina (20 zł), czy też czytam książkę
(25-40 zł). Biznes się i tak kręci. :-)



hmm, no nie zrobiłeś odkrycia stwierdzeniem, ze TV to dno. Nawet discovery wali
powtórki ;)

Mam wrażenie, ze to efekt kryzysu. Jak juz w 2008Q4 dotarło do łbów, ze może byc
gorzej z kasą to każdy zrobił budżet oszczednosciowy, zero produkcji, jedziemy
na portfelu. W telewizjach sa powtórki, firmy nie inwestują, nawet sprzetu nie
wymieniaja, wieksze projekty przełożone na next year albo na nie wiadomo kiedy.
Idz do kina, warto :)



No, też "Majki" nie oglądam akurat

A tak poważnie.
Ja bardzo rzadko oglądam filmy, raczej czytam książki (w telewizji
to mecze oglądam )
Ale "rzadko" nie znaczy przecież wcale. Całkiem niedawno obejrzałem
ponownie (po kilkunastu latach od wizyty na tym w kinie) film według
scenariusza jednego z moich ulubionych pisarzy jakim jest Paul
Auster. Ten film to "Dym". Bardzo fajny jest opis na Filwebie:

"Właściciel niewielkiego sklepu tytoniowego na nowojorskim
Brooklynie codziennie o 8 rano fotografuje swój sklep. Jego stały
klient, znany pisarz, nie pojmuje sensu tej artystycznrj pasji. Nie
rozumie, że choc tkwi w miejscu, wszystko wokół się zmienia. To
historia kilku mężczyzn w fazie kryzysu wyrażona postulatem
spowolnionego rytmu życia".

Cudny, klimatyczny, nastrojowy i - co bardzo ważne - pogodny film

Do kina też chadzam, ostanio byłem z moją 10-letnią córką
na "Mikołajku" To było nasze pierwsze wyjście na którym oboje
świetnie się bawiliśmy. Wcześniej raczej na filmach dla dzieci
straszliwie się nudziłem