Tengwar programy


W obronie krzyża

Program:

XII

1. The Beatles - Anna (Go to him)
2. Kult - Do Ani
3. Michał Żebrowski & Katarzyna Groniec - Do Anny
4. Kult - Lewe lewe loff
5. Michał Żebrowski & Anna Maria Jopek - Upojenie
6. Rufus Sewell - Ode to a beautifull nude
7. The Cranberries - Ode to my family
8. Andrzej Zaucha - Siódmy rok
9. Grzegorz Markowski & Mika Urbaniak feat. Leszek Możdżer - Wymyśliłem Ciebie
10. Katie Melua - Piece by piece
11. Sting - Morning (Love sonnet XXVII)
12. Duffy - Syrup & honey
13. Grzegorz Tomczak i Iwona Loranc - Szukałem Cię wśród jabłek
14. Andy Garcia & Julia Roberts - And now you're mine (Love sonnet LXXXI)
15. Mirosław Czyżykiewicz - Kocham
16. Sham-rock - Anioł
17. Karolina Gruszka - Pieśń o szczęściu
18. Bruce Springsteen - Secret garden (Jerry Maguire soundtrack)
(muza + sygnał: 59:30)

Nie wiem co jest, ale tengwar w nazwie audycji raz jest, a raz nie ma .
(bo tu jest obrazek koło cyfry XII, nie mam pojęcia, dlaczego ja go nie widzę teraz)



Macus - ze strony http://www.jadro.cz/tengwar/ można ściągnąć program który tłumaczy teksty napisane po Polsku na język Elfów a na dodatek umożliwia wydrukowanie tychże tradycyjnym Elfim alfabetem... ale żem skopiował heheh... :twisted: Być może znajdziesz tam czcionki również lub coś podobnego...



[QUOTE=Xardas 666;827808]mam pytanie w jakim programie pracujesz bo co do modelu bardzo realistyczny chyba dzięki specialnym funkcją programu ?[/QUOTE]
W 3DS Max 9, jedyne funkcje jakie tutaj wykorzystałem to symetria i turboSmooth, czyli wygładzanie krawędzi w siatce (w praktyce wygląda to tak, że dodaje automatycznie jakby dodatkowe poligony, żeby ta siatka była bardziej dokładna i "płynna", w zależności od Smoothing groups danych poligonów :P

[quote]Model miecza ładny. Prosty, ale wykonany bardzo starannie. Podoba mi się. Nie bój się dispa :P Jakieś wyryte runy naprawdę świetnie poprawiają efekt :)[/quote]
Z tymi runami to jeszcze nie będzie taki problem... Gorzej z inskrypcjami Tengwar na głowni :) Już widzę że nieźle się namorduję, żeby to wyszło, tym bardziej że one powinny być w dodatku złote :P



Pewnego razu, gdy miałem może 11 lat, ujrzałem w jakimś programie telewizyjnym książkę ze świata Forgotten Realms. A że byłem małym maniakiem wszystkiego co wiązało się z fantasy (głównie gier komputerowych), zadzwoniłem do wujka (pożeracza książek) i poprosiłem go o to, aby mi przyniósł jakąś książkę z owego świata, jeśli ma na stanie. No i przybył, wręczając mi 3 czarne, grube knigi. Myślałem wtedy raczej o czymś lżejszym i z przerażeniem wziąłem owe książki, wątpiąc w to, że przeczytam chodziaż jeden tom. Jedyną książką jaką do tego czasu przeczytałem to była lektura „Oto jest Kasia” oraz, o ile mnie pamięć nie myli, „O psie, który jeździł koleją”. No więc zabrałem się ze słomianym entuzjazmem za czytanie. Pierwsze strony książki nijak mnie nastawiały na dalsze chęci czytania owej pozycji, ponieważ dowiedziałem się, że to nie ma nic wspólnego ze światem Forgotten Realms, jednak brnąłem dalej. I tak mijały dni a ja zacząłem z coraz to większym zapałem śledzić losy bohaterów. Wracałem po szkole z zajęć i wyczekiwałem tylko wieczora, kiedy to zasiądę do czytania przy szklance (czasami całym litrowym kartonie) mleka, ponieważ była to moja ulubiona pora do czytania. O drugiej, czasami czwartej nad ranem, kładłem się spać i na następny dzień szurałem na zajęcia. Kończyłem jeden rozdział z surowym zamiarem położenia się spać, a zaczynałem drugi, aby zobaczyć tylko co może przynieść. I tak po przeczytaniu pierwszego zdania, czytałem kolejne, kolejne i kolejne, aż do pierwszych oznak tego, że lada chwila nowy dzień ma zamiar się jawić wstaniem słońca… I tak w kółko – szkoła i nauka, dom i czekanie, wieczór i książka. Nie mogłem o niczym innym myśleć, jak tylko o powrocie do domu i dalszej przygodzie z „czarnymi tomiskami”. Zacząłem molestować bibliotekarki oraz polonistkę wszelką maścią pytań związanych z owym dziełem. Dzięki moim późniejszym nagabywaniom, bibliotekarki zamówiły inne dzieła autora „wielkich czarnych knig” i miałem je w domu zanim jeszcze zostały wpisane do ewidencji książek. Z czasem „wielkie czarne knigi” stały się dla mnie „zbyt małymi czarnymi knigami” i do dnia dzisiejszego czuję pociąg duchowy do krain Śródziemia oraz „Władcy Pierścieni” Johna Ronalda Reuela Tolkiena. Dzięki temu zdarzeniu zacząłem w ogóle czytać książki.

Przez ten czas przeczytałem kilka innych jego pozycji, takich jak:
„Drzewo i Liść”
„Mythopoeia”
„O baśniach”
„Hobbit”
„Niedokończone opowieści”
„Silmarillion”
„Rudy Dżil i jego pies”
„Łazikanty”
„Kowal z Podlesia Większego”
„Przygody Toma Bombadila”
oraz
„Pan Gawen i Zielony Rycesz”
„Perła”
„Król Orfeo”

Trzy ostatnie pozycje nie są jego własnym dziełem, a jedynie jego pracami nad tłumaczeniem tych wierszy i opowiadań z języków starego świata (staroangielski itd.).

Ponadto uczyłem się troszkę elfich języków quenya oraz sindarin, pisma tengwar, nanosiłem na mapy podróże bohaterów, „badałem” historię Śródziemia. Żyłem Śródziemiem! I choć dawno już nie byłem w owych krainach, to wciąż czuję sentyment w sercu na myśl o tych wszystkich chwilach spędzonych w Śródziemiu i jestem pewien tego, że jeszcze nie raz do niego zawitam.

Zapewne teraz wielu osobom na myśl przychodzi ekranizacja Petera Jacksona, która według mnie jest świetnym dziełem (co prawda nie wyzbytym, czasami wręcz irytujących, błędów montażowych). Jednak nic nie odda tego, co dały mi książki. Film dał mi tylko możliwość oglądania, retrospekcji tego co się wydarzyło w Śródziemiu. Natomiast książka pozwoliła mi uczestniczyć w tym wszystkim!

Sądzę, że znajdą się tutaj jacyś miłośnicy Tolkiena, więc zachęcam was do dzielenia się wszelkimi wspomnieniami, odczuciami, wiedzą, niuansami i wszystkim czym tylko będziecie czuć, by się podzielić.