W obronie krzyża
Justyna, 3maj sie!!! Bedzie dobrze!
Ja wczoraj wieczorem zaliczylam dwa skurczyki, wiec poziom paniki wzrosl, zwlaszcza, ze sobie przypomnialam, ze nie mam ochraniacza na lozeczko, bo ze starego zrezygnowalam, a nowego nie dokupilam, jak kupwalam wyprawke, bo mi sie nie podobaly. Plus brak pieluszek, chusteczek i podpasek (oprocz 1 opakowania). I majtek poporodowych (juz zamowione, moze zdaza dojechac).
Dzis nocka ciezka, za pozno sie polozylam, dwie pobudki plus znowu dziecie mi sie zsikalo. Rety. Ale odespalam, jak poszedl do p-kola, wiec jestem w dobrej formie. Nie wiem, czy sciagac mame, bo jak przyjedzie i bedzie u nas do terminu, to zwariuje... A jak mnie bedzie stresowac, to urodze wczesniej, tyle, ze Kubek bedzie miec opieke na miejscu. A w ogole to chyba umowie sie z polozna, zeby fachowym i doswiadczonym okiem ocenila, czy to faktycznie juz, czy jeszcze czas... LEkarz moze i zna sie na rzeczy, ale w koncu polozna wiecej porodow odebrala... a moj lekarz to, jak wiadomo, lubi mnie postraszyc...
No nic, moze dzis bedzie spokojniejszy dzien... to i skurczow nie bedzie.
Nie wiem, jak Wy przy skurczach nie wpadacie w panike i nie jedziecie od razu do szpitala?! Jakby u mnie bylo ich wiecej, to chyba bylabym stalym bywalcem izby przyjec....
Klekotka z takich domowych sposobów to ja znam też maliny - nie na skurcze tylko na rozwarcie właśnie działają, chodzenie po schodach i mycie podłogi na kolanach. Robiłam to wszystko, jeszcze w dniu terminu podwórko grabiłam a rozwarcia nawet na pół cm nie było. Gin chciał masaż robić ale za radą położnej się nie zgodziłam. 8 dni po terminie wylądowałam na patologii, oksytocyna i nadal brak skurczy czy jakiegokolwiek rozwarcia. Następneg dnia założyli mi cewnik (nie było źle) I dopiero w 10 dobie szyjka puściła na 1 cm, Po kolejnej oksy miałam 1.5 cm rozwarcia. Przy takim, bez żadnych masaży przebito mi balon owodniowy (nie boli) i po godzinie miałam rozwarcie na 9. Rodziłam niecałe 1,5 godziny licząc od przebicia, skurcze fakt, były silne bo po oksytocynie ale sam poród poszedł gładko.
Dwa tygodnie to naprawde wystarczająco dużo na pojawienie się rozwarcia, z takiego stanu jak teraz do pełnego rozwarcia możesz przejść w ciągu 2 godzin tak jak ja. Jak mawiała moja położna, największym wrogiem akcji porodowej jest stres więc się nie martw i kożystaj z uroków wysypiania się puki możesz
Lipopa a jak Ty się czujesz???
psychicznie juz lepiej - M się opamiętał i jakiś odmieniony z roboty wrócił
a oznak porodu u mnie brak (no może w nocy brzuch mi się boleśnie stawiał - ale czy to były skurcze.. chyba nie).. jednak staram się nie popadać w panikę bo termin mam przeciez 4-6 czyli dopiero za kilka dni ale z dnia z dnia na dzień zaczyna mi się coraz bardziej dłużyć i z coraz większą śmiałością spoglądam na mojego orbitreka - może mała przebieżka by coś przyspieszyła.. tylko, że zaraz włącza mi sie myslenie,że jakby niedaj bosssszze coś poszło nie tak to bym wyrzuty sumienia miała do końca życia
Widać, że to urwis. Ale za to śliczny.
Weronka mierzyła 59 cm i ważyła 3770. Urodziła się 10 marca 2006. Jest grzeczna, ale jak zacznie chodzić to aż strach pomyśleć, bo lubi się wygłupiać już teraz.
Karmimy bebikiem, bo mała nie chciała cyca, a ja nie miałam cierpliwości. Teraz żałuję.
Mój poród nie był aż tak bolesny - nie mam porównania bo to pierwsze. Trwał 10 godz. I faza i 3 godz. II faza. Za to miałam wędrówkę z patologii (bo po terminie) na porodówkę (tam prawie 12 godz. - brak rozwarcia mimo że skurcze już były) potem z powrotem na patologię (po ok 2 godz. odeszły mi wody ) - i pieszo na porodówkę - o 9.00 wyskoczyła Weronisia.
My też mieszkamy na wsi. Mój mąż ma pracę w terenie (nasza gmina i czasem w sąsiednich), ale też go często nie ma. No ale przynajmniej wraca na noc.
Dziś byłyśmy z małą u lekarza. Złapała jakieś przeziębienie. Może to trochę moja wina, bo ciężko mi dobrać odpowiednie ubranie na tą pogodę. Raz jest jej za gorącą innym razem za zimno - tak mi się wydaje.
A jak Ty sobie z tym radzisz?
no wiecie co, ciagle mnie sie pomija w kolejce do rodzenia a ja przeciez trzecia jestem, miejsca nie ustapie, a wrecz sie wepchne, jak bedzie trzeba
ja tez zazdroszcze sil do spacerow. Jedyne na co ja mam sile, to wstanie do telewizora i zmiana plyty w dvd
ciagle zadnych bolow nie mam, skurczy brak... ale ostatnio kobitka w banku powiedziala, ze u niej zadnych objawow nie bylo, do dnia przed porodem. a wtedy brzucho jej sie strasznie obnizyl i nastepnego dnia zaczela juz rodzic. 11 dni przed terminem jest wiec dla mnie szansa...
brat mi dzisiaj wlosy ma pofarbowac... ciekawe jak mu pojdzie...
ide robic sniadanko...
Hej ja właśnie wróciłam z KTG, skurczy BRAK niestety, już bym chciała żeby sie zaczeło bo coraz ciężej z tym brzucholem wszystko mnie boli i jeszcze w dodatku ósemki zęby znowu dają o sobie znać buuuuuuu
Katka &&&&&&&&&&&&&&&& ale tak właściwie to mnie też to dziwi, że Katce tak na siłę wywołują ten poród, przecież nie była po terminie o wodach tez nic nie pisała, czemu tak>?????
Czuje sie nadzwyczaj dobrze ,nie jade na porodowke , skurczow brak co moze oznaczac tylko jedno -porod odwolany.b
to Ty nie wiesz, że u naszego doktora rodzi się najczęściej po terminie
kochana.. 3-7 dni, statystycznie
a tak właściwie to wszystko chyba zilki wina, ja uprzedzałam, ze będzie tak jak u mnie
nie można za szybko zakładać dopingującego wątku, nie nie,bo sie potem rodzi po terminie
aa no i bez pojawienia się myszki w wątku to Ty nie masz prawa rodzić
cyd
Wg mnie to nie jest bezpieczne,
ale lekarze nie chcieli uwierzyć w datę ostatniej miesiączki i w długość cykli, ponieważ nie miałam żadnych objawów porodu - brak skurczy i brak rozwarcia - to uważali że to jeszcze nie termin
dopiero z książeczki zdrowia dziecka dowiedziałam się że wody były już zielone
7 dni po terminie należy zgłosić się do szpitala,
podejmą próbę wywołania za pomocą oxytocyny i ewentualnie kolejną i kolejną a po trzeciej już cięcie
w moim przypadku po drugiej oxytocynie pojawiły się skurcze niestety rozwarcie na 1 cm - męczyłam się bardzo, zwłaszcza mając świadomość że może to jeszcze długo potrwać aż w pewnym momencie tętno dziecka gwałtownie spadło i nagle zrobił się wokół nas chaos i prędziutko zabrali nas na cesarkę
dziecko było owinięte pępowiną - dziwne że nie zauważyli tego na usg kilka dni wcześniej ??
gdzie będziesz rodzić? i z której części wrocławia jesteś??
pzdr
Sue, byłam w szpitalu 8 po terminie, więc masowania byłbyna porządku dziennym , gdyby nie nasza buntownicza postawa. Badanie 3 razy dziennie. Mój termin wynikał 1. z nieregularnych okresów, 2. chyba rodzinne- bo mama urodziła mnie i siostrę 2 tygodnie "po terminie". Wody były czyste, tętno dziecka w normie, skurcze powoli się rozkręcały, ale rozwarcie małe. Raz próbowali wywołac poród, żeby się mnie szybko pozbyć. Bóle po oksytocynie koszmarne ( kilkakrotnie procentowo mocniejsze skurcze niż w końcowej fazie porodu). Przerwaliśmy z mężem po połowie kroplówki. Wiedziałam, ze jeśli wszysytko jest ok, to będę czekać na sygnał od natury... Położna, bardzo kochana, podczas odłączania kroplówki kiwnęła mi tylko głową, że dobrze robię, ale tak, żeby lekarka nie widziała;) Po 10 dniach "od terminu" urodziłam naturalnie, szybko i naprawdę mało boleśnie. Najbardziej denerwowało mnie w szpitalu brak informacji, ogólna niechęć i brak szacunko do pacjenta. Choć i tak miałam dużo szczęścia, bo tak jak Ty, byłam w osobnym pokoju z meżem, a za drzwiami rodziło kilka kobiet oddzielonych kotarami.
a ja mam raz okresy takie że skurcze co 5-7 minut i inne objawy kwalifikujące do szpitala ale potem to mija i znów CZEKANIE. Proszę mi się tu nie wpychać bez kolejki , najpierw starsze (stażem ciążowym) koleżanki .
A ja ciągle czekam. Oznak porodu póki co brak , za to lekarka, z którą wczoraj rozmawiałam, stwierdziła na podstawie pierwszego b. wczesnego USG, że jest jeszcze przed terminem . Sama nie wiem, co o tym myśleć
Cześć dziewczyny!!!!!
Ja nadal w dwupaku, ale już w domu...we wtorek byłam na wizycie u gina tak jak pisałam, w nocy bóle i skórcze i po południu w środę pojechałam do szpitala. Tam na izbie przyjęć zbadali mnie i wysłali od razu na porodówkę, ale z kolei na oddziale lekarz stwierdził,że jeszcze nie rodzę, mimo że skurcze na ktg miałam już ponad 50% i bardzo częste, regularne, jedynym problemem był brak rozwarcia i lekarz stwierdził, że skoro brama zamknięta to trzeba skórcze "rozgonić" i zaaplikowali mi 2 porządne zastrzyki i leki rozkurczowe i uspokajające. Rano na obchodzie jeden lekarz kazał mi iść do domu i czekać a drugi stwierdził, że powinnam zostać w szpitalu. Nie było niestety miejsc na oddziale, więc przez dwa dni leżałam na sali przedporodowej. Przeżyłam 5 porodów, nasłuchałam się krzyków rodzących i głupich komentarzy położnych. KOSZMAR!!!!!!!! Jak już przenieśli mnie na ginekologię to zaczęli szukać dziury w całym, najpierw stwierdzili, że na pewno mam chore nerki i dlatego bolą mnie plecy, a jak się okazało, że nerki są ok to stwierdzili, że pewnie mam chory kręgosłup i dlatego boli, ale jak urodzę to mi przejdzie. Istna paranoja. W końcu wczoraj wypuścili mnie do domu i kazali wrócić w terminie. Jedyny plus tego wszystkiego to, to że zrobili mi usg i wiem, że dzidzia waży już ponad 3 kg, jest zdrowa i rozwija się super, choć nadal nie znam płci, ale to się okaże już nie długo. Czeka mnie jeszcze wizyta u mojego gina....
Ogólie czuje się kiepsko i podobnie jak Taka sobie jedna mam dość tych nerwów, niepewności i fałszywych alarmów.
Miluśkiego dzionka....