W obronie krzyża
Mała dygresja ;-))
ernest_pinch napisał:
> nastepnie Maslow "wyrezal" teorie wg ktorej czlowiek jest motywowany przez
> pewna hierarchie potrzeb (kesz i czynniki spoleczne).
Nie mogę się zgodzić z tak daleko posuniętym strywializowaniem teorii Maslowa.
Co prawda jego teoria motywacji i piramida potrzeb może być pomocna do
zrozumienia zachowania pracowników, bo Maslow przyjął, że w hierarchii potrzeb
pierwsza jest potrzeba zaspokojenia potrzeb fizjologicznych (głód, pragnienie,
sex, sen, itp.), potem potrzeba poczucia bezpieczeństwa, wyżej są potrzeby
przynależności, miłości i dopiero tuż pod samym szczytem pojawiają się potrzeby
szacunku. Maslow przyjął, że potrzeby wyższego rzędu pojawiają się po
zaspokojeniu, przynajmniej w znaczącym stopniu, potrzeb niższego rzędu. Dlatego
człowiek kiepsko opłacany, nie mający pewności zatrudnienia, nie przywiązuje
wagi do tego, czy szef odnosi do niego z należnym szacunkiem. I to dobrze
tłumaczy teoria Maslowa. Ale z drugiej strony, jeśli pracownik nie martwi się o
swoje podstawowe potrzeby, zaczyna odczuwać potrzebę szacunku. Myślę, że jednym
z warunków jej zaspokojenia jest szacunek dla samego siebie, a ten trudno
uzyskać będąc leniem i partaczem. To tez może być jakiś klucz do sprawy. :-))
Jeśli jesteś zainteresowany, to służę książką Maslowa. Uprzedzam jednak, że jak
na mój gust, to on wykłada swoje teorie trochę mętnie. Nie wszystko też moim
zdaniem dopowiedział, ale i tak to jest ciekawa lektura. :-))
Użytkownik Rafal <rafal_gr@vp.pl w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:doavqq$2l@news.onet.pl...
Musialem uciać tasiemca bo zbyt duzo tematów zostalo poruszonych i to
dosyc
waznych więc zaczyma nowy wątek:
Krysia wrote:
Tzn. panują takie stereotypy, że cierpienie wewnętrzne powoduje
tworzenie. Akt ma być jakimś wyzwoleniem. Pewnie są to indywidualne
sprawy.
Taaak... Coś w tym jest bo faktycznie jak jestem chora to myślę
bardziej spontanicznie. Może dlatego, że jestem oderwana od
obowiązków, a może (zgodnie z teorią Pratchetta) cząsteczki
natchnienia lecące przez kosmos, trafiają we mnie częściej, a że
organizm osłabiony chorobą się przed nimi nie broni, więc natchnienie
szaleje niczym grypa.... :)))))))))))))))))))))))))))
Psychologia twórczosci mówi o dwóch modelach twórczosci:
- o modelu spełnieniowym, czyli kiedy juz człowiek ma już wszystko (patrz
piramida potrzeb Abrahama Maslowa
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hierarchia_potrzeb wtedy oddaje sie
twórczosci
i drugi model:
- konfilktowy - kiedy twórczość jest jakby poza tą ww. piramidą. Czyli
jesli
jest komuś źle, ma jakieś problemy to ucieka w twórczość.
Rzeczywiście, w moim przypadku przeważa model 1 co chyba oznacza, że jestem
dość szczęśliwym człowiekiem. :) Teraz jak patrzę na tą piramidę, to mi
wychodzi, że mam baaardzo silną potrzebę zaspokajania potrzeb na wszystkich
szczeblach, zwłaszcza na tych najwyższych. :) Ludzie, którzy mnie znają
mówią, że jestem "zachłanna na życie". Coś w tym jest. :)
Ale twórczość stanowi też pewien azyl. Mogę np. wyładować w niej nadmiar
negatywnych emocji - rozpacz, bezsilność, to pomaga. Często tak się
"zakopuję" w procesie twórczym, że zapominam o jedzeniu, i szlag mnie
trafia, że tracę czas na np. jedzenie obiadu. (Dla tych co mnie nie znają:
jestem smakoszem i szmaczny posiłek bywa dla mnie równie wielką estetyczną
przyjemnością, co dobry koncert czy wystawa).
Sprawa nastepna jest dosyć ciekawa - ciekawa bo chodzi o samotność. Jesli
dany czlowiek wybiera kariere malarza (na przykład) to w pewien sposób
skazuje siebie na samotność. Nawet jesli artysta jest w związku to i tak
nie
"odkryje" wszytskich kart.
Niestety, to chyba prawda, nawet rodzina mnie nie rozumie. :)
Poza tym środowiska artystyczne sa dosyć
specyficzne
:)))))))))))))))))))))
z jedej strony daja punkt oparacia a z drugiej jesli chcesz
robic coś innowacyjnego to pewnie spotka sie to ze sprzeciwem środowiska
i
wyobcowaniem tegoż artysty.
Nie mówiąc o mojej Mamie....
Zobaczie co namalował Rembrandt:
http://www.mystudios.com/art/bar/rembrandt/rembrandt-artist-in-studio...
Tak myślałam, że przywołasz ten obraz.
transgresja
To u mnie działa przede wszystkim model dot. wiedzy. Ja całe życie
najbardziej lubię się uczyć. Ale faktycznie, kiedy decydowałam się na
studia, zadałam sobie takie pytanie: czy jest coś takiego, co rzeczywiście
pozwala człowiekowi zyskać "nieśmiertelność"? Po długim myśleniu uznałam, że
jedyną taką rzeczą jest sztuka/kultura - przekracza nawet granice czasu i
śladów materialnych, pozostając jako ślad w przekazie kulturowym.
Oczywiście, rysowałam jeszcze zanim nauczyłam się chodzić (podobno), i było
to tylko potwierdzenie sobie w sposób rozumowy pragnienia pójścia w tym
kierunku, ale fakt, wiąże się to też z wyrzeczeniami.
Ale mnie się podoba. :)