terenowe blaszaki


W obronie krzyża

Hubi - kwestia jest taka, że taka allegrowa deska "na stałe" przytwierdzona do nóżek dzieciaka, raczej go do tej deski zniechęci. Dzieciak musi mieć poczucie swobody, musi mieć komfort, że po upadku sobie wyciaga nogi z deski, otrzepuje sobie buzię ze śniegu i idzie
Druga sprawa jest taka, że robiąc deskę sam, mogę dostosować jej parametry i właściwości dokładnie pod rozwój umiejętności dzieciaka!!!
Miłosz, w pierwszej wersji deski, łapał uślizg tyłu deski i każdorazowe gleby, co powodowało że momentalnie się wściekał i zniechęcał, więc obiecałem mu ją ustabilizować. Sprawę załatwiły 2 blaszane finy zamocowane wzdłuż osi deski. W tej chwili jazda odbywa się w jedną stronę, na lewą nogę, czyli tak jak on jeździ na deskorolce i na którą czuje się dobrze. Mimo zastosowania finów i braku taliowania, może decydować o kierunku jazdy wciskając pięty, lub palce.
W trakcie pierwszysch zjazdów Miłosz notorycznie skręcał w kierunku pleców (nacisk na tylną krawędź), ale po oswojeniu się z deską, prędkością, nierównościami i gęstością śniegu
zaczął jeździć prosto, czyli tam gdzie chciał dojechać. Na pytanie, jak to się stało, że już potrafi jechac prosto, odpowiedział : "Po prostu wcisnąłem paluszki !"
A najważniejsza sprawa jest taka, że najłatwiej jest kupić, a trudniej jest zrobić coś dla własnego dziecka własnymi rękami. Ale ta druga opcja jest w moim przypadku doceniana Już teraz mam obiecane, że jak Miłosz będzie duży, to wybuduje dom w górach, zabierze nas i będziemy z nim razem mieszkać, oraz każdy dostanie samochód terenowy - jeden będzie nawet z przyczepą



nie bo był jakis cwaniak

[ Dodano: 2006-10-05, 19:25 ]
no i stalo sie dzis odbyly sie testy drogowe padaki, czyli latanie na progach zwalniajacych, oranie gruntowych drog nieopodal ul gersona, oranie terenu przed garazem sprucha, okazalo sie ze zawais ma fajne wlasciwosci terenowe, silniczek daje rade, nic sie nie rozcieklo ani nie urwalo, nie udalo sie tez wydachowac, bilans ofiar to przestraszony dziadek i babka kolo garazy co sie prztulala do jednaego z blaszakow ze starachu o swoje zycie



rąbnęło, trzasnęło i strzeliło konkretnie!!
Romuś, zastanawiając się chwilę nad sensem tego czynu - ruszył do drzwi
uchylił je delikatnie i zerknął przez szparę
to co zobaczył przyprawiło go o zawrót głowy - na korytarzu czwartego piętra bloku nr 5 przy ulicy Kosynierów z Targówka stało coś, czego Romuś nie mógł objąć wzrokiem
nie mógł objąć, bo w zasadzie trudno jest objąć wzrokiem coś, co przynajmniej teoretycznie na klatce 3x3m mieścić się nie może
zdziwiony chłopak, przetarł oczy i usłyszał stłumiony, lekko oddalony głos:
"przesyłka dla Romana Giebrycha! - Szybka Koperta - od drzwi do drzwi w tri miga!!!" - wrzasnął głos dobitnie - "Pan podpisze!"
Romuś szybko mazgnął trzy krzyżyki na podanej karteczce i wlepił oczy ponownie w klamkę, która właśnie niemal wybiła mu jedno z nich
„ładny kolor” - pomyślał – „taki wojskowy” – dodał z uznaniem
Romuś, mimo, że chłopak jak ta lala – słabo widzial
odsunął się więc nieco wgłąb korytarza mieszkanka i wyostrzając resztki zmysłu widzenia zerknął na blaszane cóś z pewnej odległości
teraz wyraźnie zarysował się kontur drzwi, wspomniana wcześniej klamka znalazła swe miejsce w całości i nie była już tylko groźnym wybieraczem gałek ocznych
poniżej Romuś dostrzegł olbrzymie, terenowe koło
dotarło do niego: na jego klatce stał Star
Romusia ścięło – „przeklęte oczy!”
przed tym jak zemdlał zdołał pomyśleć tylko dwie rzeczy – „dobra ta firma kurierska i....
wygrałem nie tę aukcję.................”

wniosek ? – czytaj dokładnie opisy na allegro, he, he




Campering a (lub,i) Caravaning?

Prawie nigdy nie włączam się, Kaziu, w takie dyskusje. Przyczyna "olewania" tego tematu przeze mnie jest oczywista. Moim zdaniem nie ma ż a d n e j różnicy. Mentalnie to są ci sami ludzie. Zresztą to ta sama kategoria co włóczędzy w samochodach dostosowywanych do podróży( różne blaszaki przerabiane), w pikapach z nakładanymi budami, ale również wszelkiej innej maści włóczędzy w jakimkolwiek sprzęcie, lub nawet bez niego, z namiotem na plecach, per pedes.
Nie w sprzęcie bowiem rzecz, a w tym co w duszy gra. Jakiekolwiek ideologie przypisywane zwykłej ciekawości świata i ludzi, trochę mnie śmieszą ale jeszcze bardziej nudzą.
Wolność? Owszem, jest atrybutem wiercipięty, ale kto ma jej więcej - podróżujący kamperem, czy pieszy włóczęga?
Czy w takich dyskusjach nie pomija się przypadkiem czynnika istotnego na tyle, że aż przekreślającego te " pienia o wolności "? Ten czynnik to pieniądze.
To bardzo droga "wolność". Czyż nie jest śmieszne, jak "miłujący wolność" wyrywają się na dwa tygodnie urlopu i pędzą przed siebie, aby być tam gdzie być wypada, po czym zziajani, pędzą na powrót, aby zdążyć do pracy - zarabiać na następny zastrzyk wolności? Czasami odnoszę wrażenie, że o wolności rozmawiają więźniowie, no może lepiej tu użyć słowa - zakładnicy sprzętu. Ten sprzęt jest drogi w nabyciu i utrzymaniu, wymaga napraw, sprawia kłopoty, bardzo mocno ogranicza terenowo. Doprawdy, ileż jest miejsc na tym ziemskim padole, których nigdy nie zobaczymy, tylko dlatego, że uniemożliwia nam to nasz "karawaningowy lub kamperowy styl życia."
Obliczcie, ile wydajecie na taką bzdetną "wolność" jak naprzykład ogromny zlot na 500 przyczep i kamperów gdzieś w Chorwacji. Czy te same pieniądze nie dałyby prawdziwej wolności gdzieś na włóczędze po Azji, rowerem, motocyklem lub nawet pieszo z osiołkiem? Wystarczy wykupić tani bilet na samolot, aby znaleźć się w dowolnym miejscu na świecie, a potem nadmuchać kajak gumowy i choćby Amazonką do źródeł popłynąć.
To jest wolność.

Czytając powyższe myślicie sobie: Tadeusz pojechał po bandzie. Prowokuje!
Odpowiadam: może i tak. Warto jednak zastanowić się, czy nie przesadzamy w naszych osądach, sporach, a wreszcie w mitologizowaniu i ideologizowaniu takiej zwyczajnej ludzkiej potrzeby jaką jest poznawanie nowego i nieznanego.